Metallica – … And Justice For All

metallica and justice for allWśród fanów ciężkiego grania krążą opinie, że Metallica skończyła się na Kill’em All. Może być i tak ale później zaczęła się z powrotem na Ride…, trwała na Master… i skończyła się na …And Justice – moim zdaniem ich najbardziej dojrzałym i najlepszym wydawnictwie obok debiutu i Ride… Wiele osób wiesza psy na produkcji tego albumu: a bo nie słychać basu, a bo to, a bo tamto. Ale co z tego skoro wszystkie minusy przysłania i zawstydza niczym Turbodymomen zawartość tego wydawnictwa? Mamy tu 9 arcydzieł thrashowego grania z posmakiem progresywnym, średnia długość trwania utworów mieści się w okolicach 7 minut (najkrótszy lekko ponad 5, najdłuższe prawie 10 minut). Chyba najbardziej znany jest tutaj „One” – kawałek do obrzydzenia przerabiany i coverowany przez dziesiątki kapel m.in. Korn. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że nie jest to najlepszy moment płyty. Moim faworytem jest tu „Dyers Eve” – ekstremalnie szybkie thrashowe łojenie z bardzo fajnym wstępem. Z tego co na chwilę obecną pamiętam to Meta tak szybko nigdy wcześniej nie zagrała a i później ciężko by coś znaleźć oprócz „My Apocalipse” i coverów z Garage Inc. No chyba, że się mylę i jakiś utwór w trakcie pisania tej recenzji mi umknął. Wracamy do …And Justice… Bardzo dobrze prezentują się 2 najdłuższe momenty albumu: utwór tytułowy oraz „To Live Is To Die”. Oba mają ciekawą konstrukcję i tyle do zaoferowania, że człowiek ani przez chwilę się nie nudzi i 10 minut mija bardzo szybko. Ten drugi ma dodatkowo świetne, akustyczne intro i outro. Mistrzostwo świata. Powolny „Harvester Of Sorrow” sprawia walcowate wrażenie: jedzie i miażdży wszystko na swej drodze. Podobnie jak średnio szybki „Blackened” oraz „Shortest Straw” – zero kompromisów. Wszystko to składa się na album genialny nawet mimo tego, że „popsuto bas”. Mi akurat ta kwestia jakoś wybitnie nie przeszkadza. W internecie można posłuchać wersji zremasterowanej przez fanów z wyciągniętym basem. Faktycznie słychać różnicę, fajnie to brzmi ale oryginał też jest „w dechę”. A …And Justice… jest jedną z najlepszych thrashówek w historii i tyle w temacie:)

Moja ocena -> 10/10

4 myśli nt. „Metallica – … And Justice For All”

  1. ja też dam dychę. Znam tą płytę wzdłuż i wszerz. Nie ma sie do czego przyczepić, chociaż jako basista rzeknę, że mało basu słychać, ale w sumie to tyle sie dzieje tutaj że mi to nie przeszkadza

  2. Kurde, uwielbiam Metallikę, to kapela na której się wychowałem, ale ta płyta najmniej mi ze wszystkich podchodzi. Nie słychać basu? Bo przy jej nagrywaniu tak naprawdę w kapeli nie było basisty. Jason miał tyle do powiedzenia, co koleś od zamiatania studia. Bardziej niż na graniu koncentrował się na tym, by zorientować się, jaki też dowcip jego kosztem usiłuje wykombinować James. Po latach muzycy otwarcie o tym mówią. Stąd też chłopak za swój debiut w kapeli uznaje Czarny Album.
    Wg mnie tutaj doskonale słychać jak ważnym członkiem zespołu był Cliff, ile wnosił luzu do ich grania. Wreszcie, że Burton był z nich wówczas najdojrzalszym muzykiem. Te utwory są zajebiste technicznie, na maksa pokręcone i onaniści takiego podejścia do grania mogą się rozpływać nad piętnastoma przejściami na minutę w jednym utworze, zmianami tempa i tymi wszystkimi popisami, ale w stosunku do „RtL” i „MoP” brak tu artystycznego wyczucia. Jest wyniesione na cholernie wysoki poziom rzemieślnictwo, ale też obnażone zostały braki w komponowaniu najnormalniejszych melodii. Najlepiej to obrazuje zestawienie utworów instrumentalnych, „Oriona” i „The Call…” z dwóch poprzednich albumów i właśnie „The Frayed ends of sanity.” z „…And Justice…”. Tamte były kompozycyjnym mistrzostwem świata, grane są na koncertach po dziś dzień, a „The Frayed…”, no cóż, byłem na 4 koncertach Metalliki, ani razu tego nie słyszałem. Zresztą, z tej płyty chyba tylko „One” na stałe wszedł do ich koncertowego repertuaru.
    W którejś z ich biografii Lars nawet się przyznał, że męczy ich granie na koncertach materiału z „…And Justice For All”.

    1. Ale podchodzi Ci najmniej ze wszystkich w ogóle czy thrashowych? Bo jakby oceniać z całej dyskografii to u mnie na szarym końcu królują Load z Reload:) A spośród rasowych thrashówek (4 pierwsze) praktycznie wszystkie traktuję na równi ze wskazaniem na dwie pierwsze i …and Justice. MoPa lubię ale nie wyznaję tego fanowskiego kultu. Co do samej płytki to ja ją właśnie lubię za to rzemieślnicze podejście, jest inne niż na albumach poprzednich. Mówią, że nie można zamykać się w schematach, grać tego samego cały czas itp itd. Meta zmieniła się na …and Justice i później chyba za bardzo do serca to sobie wzięła z każdym nowym wydawnictwem pogrążając się coraz bardziej wśród fanów gatunku. Akurat w wypadku Mety nie widzę jakoś 4 płyty z rzędu w klimatach 3 pierwszych. Może byłoby fajnie, może nie, nie wiem, moim zdaniem na MoP koncept się wypalił a zespół zaczął po części zjadać swój ogon. Płytka jest bardzo dobra ale do Ride… jej daleko. No ale nie o tym miałem pisać. Granie tego samego lub bardzo podobnego w całej historii zespołu sprawdza się w wypadku Overkilla, chociaż i u nich zmiany są zauważalne. Co do …and Justice na koncertach. Na The Big 4 w Sofii zagrali 3 kawałki z tej płyty, w Polsce 2, na dvd z Francji 4 (w sumie 3,5 bo Blackened nie w całości) także od czasu do czasu coś na żywo zagrają;)

  3. Zobaczymy w tym roku, co zagrają na koncercie. A dorobku Metalliki nie dzielę na trashowy i nietrashowy, wolę ich oceniać wg poziomu grania. I dlatego też „Load” jest w moim rankingu dużo wyżej od „…And Justice For All”. Chyba poza „St. Anger” wszystko jest.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *