W tym roku mogliśmy odnotować wzmożoną aktywność Limp Bizkit w różnego rodzaju mediach. Zespół najpierw pojawił się w dokumencie Woodstock 99 w bardzo niechlubnej roli. Następnie światowy Internet podbiła nowa stylówa Freda Dursta wyraźnie obrazująca fakt, że od czasu „My Generation” i „Rollin'” minęło już 21 lat. Na koniec pojawił się nowy utwór – „Dad Vibes”, w przypadku którego przy pierwszym kontakcie wytrzymałem kilkanaście sekund. Drugiego podejścia nie było, podobnie jak informacji na temat tego, że nadchodzi premiera nowego wydawnictwa. Wiedzieli o niej chyba tylko najwięksi fajni zespołu – tak, tacy jeszcze naprawdę istnieją!
Zatem totalnie znienacka w Halloween pojawił się nowy, pierwszy od 10 lat album jednego z filarów nu metalu, w zasadzie jedynego, który się ostał. Po śmierci Chestera Linkin Park raczej już nie wróci, P.O.D. nagrywa już chyba tylko dla swoich rodzin a Korn był zawsze czymś więcej niż zwykły „nu”.
Dziwna jest już sama otoczka związana z z premierą „Still Sucks”. Otóż Durst podobno spytał fanów czy chcą dalszych zapowiedzi czy całego albumu. Wybór był jasny, za zasadzie „chcieliście to macie” i krótko po północy ostatniego dnia października album został opublikowany w serwisie YouTube a po kilku godzinach w serwisach streamingowych. W obu miejscach narobił lekkiego zamieszania i z kilku względów wzbudził konsternację u potencjalnych słuchaczy.
Pierwszym z nich jest z pewnością okładka. Jeśli ktoś myślał, że na „Gold Cobra” udało się zespołowi osiągnąć apogeum brzydoty to był w grubym błędzie. „Still Stucks” bije poprzednika na głowę. Druga sprawa to czas trwania: 12 utworów zamyka się w 32 minutach. I to ma być pełnoprawny album? Wydana w 2005 roku EPka „The Unquestionable Truth Pt.1” była krótsza tylko o niecałe 3 minuty zawierając 5 utworów mniej… Przed rozpoczęciem słuchania sytuacja wyglądała co najwyżej średnio.
Na szczęście poprawia się ona wyraźnie po ostatnich dźwiękach „Still Sucks” ponieważ nowy album może w wielu miejscach przywołać wspomnienia czasów z przełomu wieków. „Out Of Style” i „Dirty Rotten Bizkit” bez problemu odnalazłyby się gdzieś w drugiej części albumu „Chocolate Starfish…”. Z kolei „Turn It Up, Bitch” to idealny przerywnik pomiędzy utworami z „Significant Other”. Muzycznie utwór ten wydaje się być wyraźnym ukłonem w stronę „Same As It Ever Was” House Of Pain”.
Nie jest to jedyny fragment typowo hip hopowy ponieważ mamy tu jeszcze najdłuższy w zestawieniu „Snacky Poo”. Szkoda jedynie, że prawie połowa z lekko ponad 4 minut to coś a’la skit. I tutaj warto zwrócić uwagę na czasy trwania poszczególnych utworów. Tylko cztery z nich trwają dłużej niż 3 minuty. Pozostałe osiem nawet jeśli robi dobre wrażenie to zdaje się być jedynie projektem, zalążkiem dobrego utworu, który nie został napisany do końca.
I tak chciałoby się posłuchać chociaż kilkudziesięciu sekund więcej bardzo fajnego „Pill Popper” czy mało bizkitowego „Barnacle”, w którego kilku fragmentach pojawia się agresja znana z debiutu zespołu. Z drugiej strony w takich przypadkach jak „Don’t Change”, „Empty Hole” oraz „Goodbye” zachowano zdrowe proporcje, chociaż fani „Behind Blue Eyes” z pewnością stwierdzą, że również i takiego grania jest tu za mało.
I właśnie ten deficyt „grania” można uznać za największą wadę „Still Sucks”. Po 10 latach studyjnej ciszy można oczekiwać od zespołu czegoś więcej niż pół godziny nowego materiału. Ja sam liczyłem na chociaż 45-50 minut muzyki. Druga rzecz, której ewidentnie tu brakuje to rasowy przebój, który miałby chociaż zalążki tego aby wpaść do zespołowego „kanonu”, „Dad Vibes” z pewnością takim utworem nie jest.
Zalety? Mimo powyższych mankamentów całkiem dobrze bawiłem się słuchając „Still Sucks”, Momentami czułem się o 20 lat młodszy. Niesamowitą wartością nowego wydawnictwa jest Wes Borland, który wyczarował tutaj sporo świetnych i ciężkich riffów. Wszystko to sprawiło, że poczułem ochotę na odświeżenie dyskografii Bizkitów, szczególnie dwóch pierwszych albumów, które mimo upływu lat nadal bardzo lubię.
Liczę też na to, że muzycy nagrają jeszcze jakiś nowy – tym razem pełnoprawny materiał i nie będziemy musieli na niego czekać kolejnych 10 lat. Bo jakiegokolwiek byśmy nie mieli nastawienia do Limp Bizkit to nie zaprzeczymy temu, że jest to jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek przełomu wieków i zespół, którego teledyski mają setki milionów wyświetleń na YouTube. Czerwoną czapkę nowojorskich jankesów noszoną daszkiem do tyłu również znają chyba wszyscy.