Bardzo dużo czasu zajęło mi przekonanie się do ekipy braci Adler. Do Lamb Of God miałem ładnych kilka podejść i żadne z nich nie zakończyło się sukcesem: ani chronologiczne, ani „antychronologiczne”, ani wybiórcze. Coś mi w tym zespole nie pasowało: brak oryginalności, wtórność, wokal? Sam do końca nie wiem, chyba każde po trochu. Bo mimo, że wydawało mi się, że gdzieś już to wszystko słyszałem to nie potrafiłem stwierdzić gdzie dokładnie. Podobnie z wokalem – drażnił ale mimo tego idealnie komponował się z resztą. W końcu kilka miesięcy temu coś zaiskrzyło. I to właśnie w opcji „antychronologicznej”. Ktoś podniósł mi ciśnienie – odpaliłem Resolution. No i wtedy zrozumiałem czemu Lamb Of God wygląda właśnie tak a nie inaczej. Po prostu członkowie zespołu są na coś/kogoś cholernie wnerwieni i cała ta złość i agresja przenoszona jest na muzykę. Resolution to ekstrakt z gniewu i niezadowolenia ubrany w metalowe szaty. Ciężko dokładnie określić jaki konkretny gatunek prezentuje Lamb Of God. Jest to mieszanka metalcore z thrash- i groove metalem. Jakby się uprzeć to pewnie momentami można by to i pod heavy metal podciągnąć. W każdym razie jest szybko. I technicznie. I mimo tego, że dla wielu będzie to muzyka, której nie da się słuchać, nie brakuje tu melodii, chwytliwych motywów i świetnych riffów. „Desolation”, „Ghost Walking” czy też „The Number Six” bez problemu można by puścić w mniej radykalnych brzmieniowo mediach. Dwa pierwsze zostały wydane na singlach (i pewnie późną nocą w undergroundowych stacjach telewizyjnych można nawet było obejrzeć teledyski do nich;). A przecież oprócz tych trzech utworów bez problemu znajdziemy tutaj więcej przebojowego grania: „The Undertow”, „To The End”. Na Resolution znalazło się również miejsce dla brzmieniowego eksperymentu w postaci „orkiestrowego” „King Me”. Mamy tu również instrumentalny przerywnik wyciszający słuchacza – „Barbarosa”. A wszystko to zaczyna się muzycznym walcem „Straight For The Sun”. Utwór ten miażdży słuchacza i zdecydowanie może wprowadzić w błąd bo przecież reszta jest o kilka temp szybsza z apogeum w postaci ekspresowego „Cheated”. Dzięki tej dynamice i żywiołowości Resolution bardzo przyjemnie się słucha. Jest tylko jeden problem. W okolicach 10 utworu zaczynamy odczuwać pewne znużenie. Jest to o tyle dziwne, że album nie jest długi 14 kawałków trwa niecałe 57 minut. I w zasadzie ciężko byłoby wybrać utwory do wyrzucenia. Nie zmienia to faktu, że przy 2-3 utworach i 10 minutach na liczniku mniej krążek robiłby większe wrażenie. A to i tak jest bardzo dobre. Zatem nawet jeśli miałeś podobnie jak ja jeszcze jakiś czas temu i LoG nie za bardzo Ci podszedł to daj mu drugą/trzecią/czwartą szansę. Warto;)
Moja ocena -> 8/10