Kiedyś nie lubiłem cyfrowej muzyki, serwisów streamingowych i różnych innych powiązanych wynalazków. Nadal uważam, że dobry artysta zasługuje na to żeby te „parę” zł w niego (a bardziej w wytwórnię i innych pośredników) zainwestować. Nie zmienia to faktu, że takie serwisy jak Deezer, Spotify czy (w moim przypadku) Wimp często się przydają. Niedawno poczułem nieodpartą pokusę posłuchania Bad Religion. Akurat byłem poza domem, nie było dostępu do płyt zatem trzeba było szybko ściągnąć album na telefon. Serwis zasugerował mi, że jeśli lubię Bad Religion to z pewnością spodoba mi się AFI. A pewnie, że się spodoba – przecież znam ich od ponad 10 lat;) Po wydaniu Sing The Sorrow zespół odjechał w kierunku, który nie do końca rozumiałem/akceptowałem zatem nasze drogi się rozeszły. Szybko ściągnąłem ich najnowszy album – Burials z nadzieją, że będzie to AFI, które znam sprzed lat. Niestety nie zatem po odsłuchaniu 2-3 utworów krążek wyleciał z karty pamięci a ja wróciłem „na stare śmieci” i odpaliłem Black Sails In The Sunset. I tu już „micha” cieszyła się od pierwszych dźwięków;) No może nie od pierwszych bo otwierający album „Strength Through Wounding” nie jest idealnym odzwierciedleniem tego co czeka nas później. W zasadzie kawałek ten można uznać za swego rodzaju intro. Ale już następny utwór w kolejności – „Porphyria” to AFI w najczystszej postaci: jest szybko, bałaganiarsko, hardcore’owo punkowo. Do tego dochodzi bardzo specyficzny i charakterystyczny śpiew. Przyznaję bez bicia – na początku cholernie mnie denerwował;) Głównie ze względu na to, że nie szło zrozumieć tekstu. Ale szybko się przyzwyczaiłem a teksty zawsze można sobie doczytać w książeczce. Petard jak „Porphyria” znajdziemy na Black Sails In The Sunset zdecydowanie więcej: „Exsanguination”, „Narrative Of Soul Against Soul” czy też „No Poetic Device”(świetne chórki!). Niesamowicie nośnym (szantowym – nawiązując do okładki;) refrenem zespół raczy nas w przebojowym „Malleus Maleficarum”. Żeby nie było, że cały krążek jest grany na jedno kopyto, mamy tu również AFI w odsłonie balladowej – „Clove Smoke Catharsis” i jeszcze parę utworów zagranych troszkę inaczej niż nakazuje „główny nurt”. Na szczególną uwagę zasługuje „The Last Kiss” – kolejna przebojowa petarda z krążka. W zasadzie większość utworów z Black Sails In The Sunset ma w sobie „to coś” co sprawia, że całości słucha się z niesamowitą przyjemnością. Zespół o krok dalej poszedł na The Art Of Drowning tworząc wzorzec grania spod znaku american punk. BSITS też można uznać za znakomity przykład tego gatunku. Na tle TAOD wypada on bardziej chaotycznie, więcej tu młodzieńczej agresji. I to jest w nim właśnie najfajniejsze.
Moja ocena -> 9/10
Całkowicie się zgadzam z Twoją opinią na temat tej płyty, ubóstwią ją oraz TAOD 🙂 Chociaż nigdy nie przepadałam za punkrockiem, Black Sails…powaliła mnie na kolana. Nigdy nie mam dość tej punkowej energii, chórków, wokalu, melodii… Moje ulubione kawałki to Clove Smoke Catharsis, The Prayer’s Position (aż nie można usiedzieć w miejscu!) i piękna ballada God Called in Sick Today. Chociaż wszystkie są świetne – trudno któryś pominąć. Rzeczywiście czasem trudno zrozumieć tekst, chwilami to nawet zabawne, ale nigdy mi nie przeszkadzało – to też tworzy tę „bałaganiarską” punkową atmosferę.
Napisałeś praktycznie to wszystko, co i ja myślę o tej płycie, więc czytałam tę recenzję (jak i inne Twoje) z przyjemnością. Pozdrawiam 🙂