Kyuss – Blues For The Red Sun

kyuss blues for the red sunJeszcze kilka lat temu sporadycznie przeglądając program telewizyjny przeprowadzałem mniej więcej taką selekcję filmów: 198x – stare jak świat, 199x – o to to prawie „nowe”! Taki proceder trwał z przyzwyczajenia przez kilkanaście lat, pewnie od lat 90tych ubiegłego wieku. Dopiero niedawno uzmysłowiłem sobie, że to podejście jest lekko „przeterminowane” – mamy już 201x i większość produkcji nakręconych w latach 90tych jest już pełnoletnia. Podobnie jest z muzyką. „Blues For The Red Sun” poznałem stosunkowo niedawno, mam uczucie jakby to było dziś… A w zasadzie wiekowo to ta płyta mogłaby być moją żoną…(1992 – dobry rocznik;) Chociaż w zasadzie nigdy jej nie lubiłem… Głównym jej problemem było to, że najpierw poznałem „Welcome To Sky Valley”, który z miejsca stał się moim stonerowym wzorcem i punktem odniesienia. Jego poprzednik wydawał się być mniej atrakcyjny. No i brzmienie tak nie zniewalało tak bardzo… Do krążka przekonałem się dopiero w momencie gdy mój wzorzec miałem już rozłożony na czynniki pierwsze, znałem na pamięć jego każdą sekundę, każdy dźwięk. Wtedy okazało się, że „Blues…” też ma bardzo wiele do zaoferowania;) Oba albumy nagrał ten sam zespół i niby są do siebie podobne ale jednak totalnie różne. „Welcome…” wydaje się być bardziej poukładany i przemyślany, jego poprzednik natomiast bałaganiarski i momentami chaotyczny. Dużo czasu zajęło mi odkrycie jego uroku. Piękne jest w nim to, że praktycznie za każdym razem odkrywam coś nowego (pewnie gdy dojadę do kilkuset odsłuchań jak w przypadku „Welcome…” to czar pryśnie ale na razie – po kilkudziesięciu przesłuchaniach – nadal jest świetnie). Najmocniejsze punkty? „50 Milion Year Trip (Downside Up)” – utwór z kilkoma wątkami, jego drugiej części mogę słuchać wielokrotnie – jest to jedna z najlepszych melodii dostępnych w mojej (niemałej) kolekcji płyt: hipnotyzująca, intrygująca, leniwa. Świetna rzecz – warto sprawdzić samemu. Coś jeszcze? Pewnie! Już samo otwarcie albumu powala. „Thumb” zaczyna się delikatnie, sennie by po kilkudziesięciu sekundach wybuchnąć. Jak już wcześniej wspomniałem – brzmi to inaczej niż „Welcome…” ale przy mocniejszym podkręceniu głośników również zniewala. Drugi na track liście „Green Machine” to z kolei jeden z najlepszych utworów Kyuss w ogóle. Motoryczny(mechaniczny niczym w industrialu), potężny riff, duża dynamika no i solidna dawka przebojowości – miód na uszy. Podobnie jak w przypadku większości utworów instrumentalnych. A tych w porównaniu z „Welcome…” jest tutaj dużo. „Molten Universe” toczy się powoli, doomowo, sabbathowo. Tylko nieznacznie szybszy jest „Apotecaries’ Weight”. Tempo zespół podkręca w „Caterpillar March” i „800”. Nawet miniaturowy „Capsized” ma w sobie wiele uroku. A nad wszystkim unosi się ten specyficzny, duszny, pustynny klimat z ogromną dawką chaosu i bałaganu. Brakuje jeszcze tylko piachu zgrzytającego między zębami:) Gdybym miał czepiać się szczegółów to nie bardzo podchodzi mi końcówka albumu w postaci „Mondo Generator” i 4sekundowego „Yeah”. Na szczęście reszta albumu w pełni tuszuje ten lekki zgrzyt. A dodatkową wisienką na torcie jest tu totalnie wykręcony i odjechany w kosmos „Freedom Run”.

Już chyba na zawsze „Welcome To Sky Valley” będzie dla mnie wzorcem stonera i punktem odniesienia dla innych płyt. Całe szczęście, że w końcu przekonałem się również do „Blues For The Red Sun” bo to przecież też klasyka gatunku a dla wielu stonerowy album wszech czasów.

Moja ocena -> 9/10

3 myśli nt. „Kyuss – Blues For The Red Sun”

  1. „Welcome…” mam, znam i „tylko” bardzo lubię (choć trudno mi sobie wyobrazić, by dało się w tej stylistyce nagrać coś lepszego). Z pozostałymi płytami Kyuss nie miałem styczności. Włączyłem teraz „50 Milion Year Trip (Downside Up)” i… podoba mi się, co dziwne nie jest. A 1992 to pewnie rzeczywiście nie jest zły rocznik.;)

  2. Pierwsze dwie płyty są bardziej surowe i nieokiełznane. Ich siłą jest moc. Na początku nie byłem do nich przekonanych, ale po czasie pokochałem i chyba nawet słuchałem częściej niżli dwóch ostatnich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *