Kreator – Hate Uber Alles

kreator hate uber allesPoprzedni album Kreatora ukazał się w 2017 roku. Jeśli jednak ktoś sądzi, że przez te 5 lat doszło do stylistycznej rewolty i „Hate Uber Alles” przyniesie powiew świeżości do twórczości niemieckiej legendy thrashu to jest w dużym błędzie. Mille Petrozza już wiele lat temu wydeptał sobie swoją strefę komfortu i ponownie nie zamierza jej opuszczać.

W zasadzie „Hate Uber Alles” można by opisać jednym zdaniem. Jest to kolejny praktycznie taki sam album Kreatora. Zatem jeśli ktoś bez problemu przyjmuje twórczość zespołu nagraną w tym millenium to również i tu powinien bez problemu się odnaleźć. Jeśli natomiast komuś przeszkadza coraz większa wtórność i powielanie patentów to nowe wydawnictwo może sobie zwyczajnie odpuścić ponieważ nie znajdziemy tutaj niczego nowego.

Bez problemu natomiast odnajdziemy wiele podobieństw do chociażby dwóch wcześniejszych wydawnictw zaczynając od podobnego czasu trwania i ilości utworów a kończąc na tym, że każdy z tych albumów rozpoczyna instrumentalne intro. Zmianie nie uległa struktura utworów. Gdy spojrzymy na tytuł to od razu wiemy jakie słowa skandowane będą w refrenie. Momentami wywołuje to ironiczny uśmiech na twarzy gdy pomyśli się o tym jak można przez tyle lat „jechać” na jednym patencie.

Ale żeby nie było – „Hate Uber Alles” nie jest albumem złym. Gdy na bok odstawimy wtórność to bez problemu odnajdziemy tu sporo fajnych fragmentów, solówek czy przejść. Niestety w wielu momentach giną one w monotonii ponieważ praktycznie cały album utrzymany jest w średnim tempie. Ewidentnie brakuje tu przyspieszenia, podkręcenia tempa i to uznałbym za największą wadę nowego krążka.

Jedynym oczywistym „ożywiaczem” na krążku jest „Midnight Sun” ale nie ze względu na odstępstwo od średniego tempa tylko gościnny udział za mikrofonem Sofii Portanet. I to by było na tyle jeśli chodzi o różnorodność. Pozostałe 9 utworów to Kreator, którego znamy od wielu lat. Pytanie tylko czy będziemy go w stanie tolerować w takiej formie na kolejnych wydawnictwach. Ja, mimo dużego szacunku do Petrozzy i sentymentu do dyskografii zespołu, zaczynam mieć pewne wątpliwości czy kolejny raz będę chciał słuchać tego samego.

Moja ocena -> 6/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *