Chyba żaden polski album na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat nie miał tak dobrej promocji jak „Zaraza”. W całej tej sytuacji najśmieszniejsze jest to, że promocja ta wcale nie była zamierzona i została wygenerowana przez przypadek. Wszystko zaczęło się krótko po premierze utworu zapowiadającego album – „Twój Ból Jest Lepszy Niż Mój”. Otóż utwór ten zadebiutował na pierwszym miejscu Listy Przebojów Trójki co chyba było wybitnie nie w smak zarządowi/obecnej władzy. Krótko po audycji pojawiły się żenujące tłumaczenia, próby anulowania głosowania, dymisje, zwolnienia, rezygnacje. Beneficjentem tej całej farsy został Kazik, któremu Trójka pomogła w nabiciu ponad 13 milionów wyświetleń teledysku na Youtube. Bez wątpienia jest to piękny wynik a cała ta otoczka z pewnością w wyraźny sposób wpłynie na sprzedaż „Zarazy”.
Jest to o tyle istotne, że album ten jest pierwszym w pełni autorskim wydawnictwem Kazika od 15 lat. Album ten jeszcze przed premierą mógł sprawić, że słuchaczowi zapalała się żółta lampka ostrzegawcza. Zazwyczaj już na kilka miesięcy przed premierą pojawiały się informacje o tym, że artysta pracuje nad nowym materiałem. Później pojawiały się zapowiedzi i ostatecznie album. Tutaj informacje ograniczyły się do tego, że na kanale SP Records pojawi się premierowy utwór Kazika zwiastujący nowy album.
Było to bodajże 2 dni przed publikacją „Twój Ból Jest Lepszy Niż Mój”. Niecały miesiąc później światło dzienne ujrzała „Zaraza”. W wyraźny sposób sugerowało to, że album ten jest bardziej efektem chwili i nudy pandemicznej niż wielomiesięcznych prac. Czy te podejrzenia okazały się słuszne?
Odpowiedź na to pytanie daje w zasadzie już otwarcie albumu w postaci „Kwarantanny”. Jest to utwór typowo pandemiczny, ze śląskimi rymami i melodią rodem z wiejskiego wesela. Odbiera on w zasadzie chęci do dalszego słuchania a przecież jest to dopiero pierwszy utwór z 15 umieszczonych na „Zarazie”, która trwa łącznie ponad 51 minut. Czy to dużo? Akurat w tym przypadku zdecydowanie tak. Ale zacznijmy od pozytywów.
„Zaraza” przynosi kilka naprawdę niezłych momentów. Na tle całości wyróżniają się „Noże i pistolety”, „Gdy Chińczycy Mówią Gan Pai”, „Demokracja” oraz „Twój Ból…”. Utwory te wpadają w ucho i dodatkowo są do bólu oczywistą ale jednak trafną obserwacją obecnej rzeczywistości. „Nie Mam Na Nic Czasu, Bo Oglądam Seriale” jest ukłonem Kazika w stronę czasów „12 Groszy” i „Melassy” czyli muzyki pisanej „z jajem”. Nie jest to utwór wybitny ale wzbudza pozytywne wspomnienia związane z twórczością artysty sprzed 20 lat. „Nigdzie Już Nie Pójdę Dziś” spokojnie mógłby znaleźć się na którejś z ostatnich płyt Kultu.
A co z resztą? Można o niej powiedzieć tyle, że jest… I tak jak w przypadku przeplatania się z wyżej wymienionymi utworami da się ich słuchać, tak w okolicach 10 utworu nie ma już żadnych wzlotów i „Zaraza” robi się zwyczajnie nudna. Przez końcówkę albumu trudno przebrnąć.
Twórczość solowa Kazika towarzyszy mi od 1997 roku i „Zaraza” jest pierwszym albumem w dyskografii, do którego zwyczajnie nie chce mi się wracać i z którego tak mało zostało mi w głowie. W tym samym czasie nadal jestem w stanie zanucić sobie lub zaśpiewać większość utworów z „12 Groszy” i „Melassy”. Nawet kazikowa krytyka otaczającego nas świata jest na tyle oczywista, że nie robi na słuchaczu żadnego wrażenia. Wyjątkiem jest tu błyskotliwy pstryczek w nos w postaci „Twój Ból…”, który niestety został pokrzywdzony biesiadną muzyką.
Jeśli chodzi o ten aspekt „Zarazy” to nie poprawia on sytuacji ponieważ przez większość czasu trwania albumu jest tu równie nudno jak w warstwie tekstowej. W zasadzie jedynym żywszym utworem jest tu „Nie Mam Na Nic Czasu…”. Reszta albumu oscyluje w granicach sennych utworów Kultu lub muzyki z imprezy w remizie.
„Zaraza” jako całość wygląda jak gdyby była pisana na kolanie – na wariata i jest dowodem na to, że „szybko” nie zawsze znaczy „dobrze”. Jest to zdecydowanie najsłabsza pozycja w dorobku Kazika i album, którego zwyczajnie mogłoby nie być. Gdyby nie „sponsorowana” przez Trójkę promocja to z pewnością po krążek ten sięgnęliby tylko zatwardziali fani artysty.