Oglądaliście film „Wykidajło” z Patrickiem Swayze z 1989 roku? Kojarzycie niewidomego muzyka, który grał na gitarze w filmowym klubie? Robił to w bardzo nietypowy sposób: mając gitarę położoną płasko na kolanach.
Przeciętny Kowalski (który w ogóle kojarzy ten film) pewnie do dziś myśli, że postać Cody’ego jest wymyślona i stworzona na potrzeby filmu. Otóż nie… Pierwowzorem Cody’ego i równocześnie aktorem odgrywającym jego rolę był Jeff Healey – w świecie muzyki postać na swój sposób tragiczna. Z powodu siatkówczaka stracił wzrok gdy miał rok. Nie przeszkodziło mu to wcale w nauczeniu się gry na gitarze i założeniu pierwszego zespołu w wieku 17 lat. Jeff Healey Band obracał się w rejonach rockowych, w ostatnich latach życia artysta oddał się klimatom bluesowym. Healey zmarł na raka płuc 2 marca 2008 roku.
25 marca 2016 roku – w 50 rocznicę urodzin artysty ukazuje się „Heal My Soul” – premierowy materiał złożony z 12 utworów odnalezionych gdzieś w głębokich archiwach…;) Przyznam szczerze, że wcześniej nie interesowałem się twórczością Healeya i kojarzyłem ją głównie z nazwy, przez długi czas nawet sam należałem do grona tych „przeciętnych Kowalskich”. Na szczęście w ręce wpadł mi „Heal My Soul” i z miejsca mnie oczarował.
Od razu po pierwszym przesłuchaniu krążka nasuwają się pytania: jakim cudem tak dobry materiał uchował się przez tyle lat bez publikowania? Czemu te utwory nie ujrzały światła dziennego od razu po nagraniu? „Heal My Soul” to niesamowicie dobry i równy materiał, z którego wyłaniają się 2 odsłony twórczości Healeya: ta bardziej typowo rockowa oraz ta spokojniejsza – oparta na bluesie.
Krążek zaczyna się od mocniejszego uderzenia w postaci „Daze Of The Night”. W podobnym klimacie utrzymany jest świetny „Please”. Po drugiej stronie barykady stoi chociażby akustyczny „All The Saints” oraz równie delikatne „It’s The Last Time” czy też „Baby Blue”. Pierwsze co rzuca się w uszy podczas słuchania „Heal My Soul” to niesamowita przebojowość zawartego tutaj materiału. Refren z „Please” nie chce wypaść z głowy a noga sama tupie w rytm muzyki. Podobnie jest ze spokojnym „I Misunderstood” i zdecydowanie żywszym „Love In Her Eyes”.
Większość z 12 utworów z tego krążka to potencjalne „podbijacze” list przebojów. Wielka szkoda, że prawdopodobnie nigdy nimi nie zostaną a sam „Heal My Soul” nie zagości w rankingach najlepiej sprzedających się albumów. Nie zmienia to faktu, że dla fanów artysty nowe wydawnictwo będzie muzyczną ucztą. A może jakimś cudem – pocztą pantoflową krążek dotrze też do niczego nieświadomych słuchaczy, których twórczość Healeya oczaruje? „Heal My Soul” bez problemu może to uczynić. Jak do tej pory jest to jeden z najlepszych albumów tego roku.