High On Fire – Electric Messiah

high on fire electric messiahJak do tej pory 2018 rok był dla mnie wyjątkowo nieudany pod kątem muzycznym. Zazwyczaj już pod koniec roku poprzedzającego w głowie mam datę nadchodzącej, interesującej mnie premiery. Nieszczęsne „2018” premiery, na które naprawdę czekałem, przyniosło mi dopiero w październiku. Nie ukrywam, że na szczycie listy znalazły się 2 pozycje metalowe: wśród nich właśnie High On Fire.

O tym, że Matt Pike to porządna firma, chyba nikomu nie trzeba mówić. O jakości zbliżającego się materiału świadczył już utwór tytułowy, który jako pierwszy został rzucony fanom na pożarcie. „Electric Messiah” to High On  Fire w odsłonie, którą uwielbiam: jest głośno, ciężko i przede wszystkim ekspresowo.

Rozbudzony już apetyt podsycił sam zespół twierdząc, że nowy album jest najszybszy w dotychczasowej dyskografii. Czy tak jest naprawdę? Niekoniecznie. „Electric Messiah” byłby dla laika kolejną taką samą płytą zespołu. W zasadzie niewiele by się w tej kwestii pomylił. Ale w stosunku do High On Fire mamy zupełnie inne oczekiwania niż rewolucja czy finezja. W jednej z recenzji spotkałem się z opinią, że HOF to taka ekstremalna wersja Motorhead – oni również przez lata grali praktycznie to samo a ludzie to kochali. Coś w tym jest;)

Album przynosi prawie godzinę nowego materiału podzielonego na 9 utworów: oprócz tytułowego na pełnych obrotach galopuje jeszcze „Freebooter” i „The Witch And The Christ”. Reszta utrzymana jest na średnich, wolnych lub mieszanych obrotach. Całość, mimo specyfiki i oczywistej wtórności, nie nuży tylko wciąga i jest skierowana do konkretnej grupy docelowej. Fani High On Fire bez problemu zakochają się w „Electric Messiah”. Z kolei jeśli ktoś nie mógł przekonać się do zespołu to z pewnością nie zrobi tego też za sprawą nowego albumu.

Matt Pike wraz ze swoją ekipą jest niesamowicie  konsekwentny w tym co robi już od 20 lat (a od prawie 30 wraz ze Sleep) – a skoro robi to dobrze to czy wypada mieć pretensje o cokolwiek? Jeśli uwielbiasz „Luminiferous” czy chociażby „Blessed Black Wings” to czym prędzej biegnij do sklepu – nie ma na co czekać;)

Moja ocena -> 8/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *