Kilka sekund powyżej 26 minut… Tyle przeciętnie przekraczają EPki niektórych zespołów, nawet single bywają dłuższe. A tu ekipie Hatebreed w 1997 roku w 26:05 udało się upchnąć debiutancki, pełnoprawny album. Żeby było śmieszniej to na ten „śmieszny” czas trwania składa się 14 utworów. Średnia zatem wychodzi wyborna;) Ale w żaden sposób nie przeszkadza to w odbiorze Satisfaction Is The Death Of Desire. Ba! Koncentracja i upakowanie jest olbrzymim atutem tego wydawnictwa. Gdy już podzielimy sobie te 26 minut na 14 tracków to jak by tego nie liczyć otrzymamy przeciętny czas trwania poniżej 2 minut. Czasu na rozwodzenie się i przeciąganie zatem nie ma. Hatebreed już w debiucie gra krótko, zwięźle i na temat. Większość z utworów tutaj zawartych to energetyczne piguły, szybkie i celne pociski trafiające słuchacza między oczy. A może uszy? „Empty Promises”, „Burn The Lies”, „Conceived Through An Act Of Violence”, „Afflicted Past”, „Betrayed By Life”, „Mark My Words”, „Burial For The Living”, „Worlds Apart” i „Driven By Suffering” mkną niczym Andrzej Bargiel w dół po zboczach Manaslu. Tempo iście ekspresowe. Wyżej wymienione utwory poprzeplatane są nieco wolniejszymi kawałkami. Ale i tym do „walcowatości” jest daleko. W efekcie debiut jest chyba najbardziej dynamicznym wydawnictwem w dorobku Hatebreed i w dodatku niesamowicie równym. Drugim niewątpliwym atutem tego krążka jest brzmienie. SIADOD w przyszłym roku stuknie 18tka a krążek nadal brzmi świeżo. Niby nic dziwnego, nie? Ale niszowym debiutom czasami jest o to trudno. A tu – w wypadku Hatebreed – można bez wstydu zestawić pierwszy krążek z ostatnim: różnice oczywiście odczujemy ale nie będą one bardzo drastyczne. Trzeci atut: warstwa muzyczna. Niby hardcore to gatunek prosty jak konstrukcja cepa… Ale akurat ta ekipa zasypuje słuchacza mnóstwem różnych, ciekawych riffów, zmianami tempa itp. Bez najmniejszych problemów już po 2-3 odsłuchach można rozpoznawać poszczególne utwory. A w przypadku tego gatunku czasem bywa to trudne (np. niektóre albumy Sick Of It All zlewające się w jedną całość). Wspomniałem o 2-3krotnym przesłuchaniu. Chyba nie miałem jeszcze sytuacji aby po jednokrotnym „puszczeniu w obieg” krążek ten wrócił na półkę. Te 26 minut mija w ekspresowym tempie i od razu intuicyjnie człowiek ponownie wciska play. I tak kilka razy;) Przez wiele serwisów branżowych i przede wszystkim fanów gatunku SIADOD jest uznawany za „hardcore classic”. Nie wypada mi się z tym nie zgodzić;) Debiut Hatebreed to kulka między oczy/uszy, napój energetyczny z poczwórną dawką kofeiny i solidny kop w dupę. Polecam!
Moja ocena -> 9/10
Będziesz recenzował nową płytę Sick Of It All?
Jak przesłucham to pewnie tak;)