Pierwsza połowa 2012 roku z założenia miała być bardzo udana muzycznie. Jak do tej pory wszystko szło zgodnie z planem. Killing Joke i Overkill nagrali świetne płyty. Nadszedł czerwiec i przyszedł czas na Fear Factory i Kreatora. Nie ukrywam, że bardziej czekałem na nową Fabrykę bo do Kreatora przekonałem się dopiero stosunkowo niedawno. W końcu nadeszła TA chwila – pierwsze przesłuchanie Industrialista. Na początek 3 utwory: tytułowy oraz znane z internetu „Recharger” i „New Messiah” to to do czego zespół już nas przyzwyczaił – typowa Fabryka. Kawałki są bardzo fajne chociaż nie jakoś specjalnie wybitne. Zespół ma w dorobku zdecydowanie lepsze ale też i kupę gorszych. Po trójcy przychodzi czas na „God Eater”. Początek zawiera elementy podobne do „Christploitation” z poprzedniego krążka. Dodatkowo mamy tu przerobione głosy jakby z vocodera. Mi się to nie podoba. Natomiast bardzo fajny jest tutaj motyw gitarowy. Nie zmienia to faktu, że kawałek wybitny nie jest. Chociaż zespół gra tu inaczej niż zwykle – to na plus. Poprawy jakości nie przynosi „Depraved Mind Murder” w normalnym stylu grupy. Z dwojga złego „God Eater” chyba jest lepszy bo inny. Nastrój poprawia trochę „Virus Of Faith”, który jest zdecydowanie ciekawszy od poprzednika. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku „Difference Engine” i „Disassemble”. Są całkiem ciekawe, szczególnie ten pierwszy, ale do poziomu znanego ze starszych wydawnictw im daleko, na Mechanize czy Demanufacture raczej by nie weszły (chociaż „Difference…” z każdym przesłuchaniem zyskuje w moich „uszach”:). No i na koniec dostajemy „Religion Is Flawed Because Man Is Flawed” – takie małe ksero idei znanej z Mechanize. Utwór to swego rodzaju intro do ostatniego kawałka. Z tym, że „Metallic Division” z poprzedniego krążka to dźwięki fabryczne, tu mamy do czynienia z takim spokojnym „pitu pitu”, które niczego ciekawego nie wnosi do albumu. No i na koniec „Human Augmentation” – ponad 9 minut nie wiadomo czego i nie wiadomo po co. Nie rozumiem tego, może takie jest założenie albumu, nie wiem. Mi to przypomina zamknięcia znane z krążków Toola. Można posłuchać tylko po co? Po kilku przesłuchaniach jestem rozczarowany. Mechanize – mimo że zdecydowanie bardziej specyficzny, toporny i cięższy – od razu mi podpasował. Tu zespół przez 2 lata spłodził 4 bardzo dobre utwory(niech będzie też i „Difference Engine” do początkowej trójcy), 4 co najwyżej średnie i 2 co do których nie wiem co autor miał na myśli. Jak dla mnie to zdecydowanie za mało. Sytuacji nie ratuje nawet to, że na drugim krążku z rzędu gra Cazares. Album jest nierówny, całe najlepsze napięcie jest umiejscowione na początku, później ciśnienie zaczyna opadać by pod koniec lecieć na łeb na szyję niczym rating Grecji. Jak dla mnie Industrialist jest jednym ze słabszych krążków w dorobku grupy.
Moja ocena -> 6/10
Ja będę miał swój egzemplarz pewnie dopiero jakoś w przyszłym tygodniu, więc na razie zostaje mi wierzyć na słowo. Chociaż to, co słyszałem do tej pory zrobiło na mnie dobre wrażenie i nie powiem, że zaskoczyła mnie taka surowa ocena.
http://music.aol.com/new-releases-full-cds/#/14 – tu masz oficjalnego streama tego albumu. Ja liczyłem na coś więcej i się przeliczyłem. To co było wcześniej w sieci faktycznie robi wrażenie, z resztą jest już gorzej. Ja nie mogłem się doczekać i posłuchałem krążka na streamie. Zaoszczędziło mi to kilkadziesiąt zł bo na razie nie planuję zakupu Industrialista. Pewnie wciągnę go za parę miesięcy jak już będzie w rozsądnej cenie (np. 13 Megadeth był ostatnio w MM za 19,99! W dniu premiery 59,99….) albo na allegro upoluję ale to bardziej z sentymentu i szacunku dla zespołu niż zachwytu nad tym materiałem, który jest średni. Posłuchasz to sam ocenisz, z tego co widziałem to niektórym się podoba (np. recenzja na Limiterze). Mnie industrialista średnio rusza. Zwłaszcza, że na przestrzeni ostatnich miesięcy wyszło kilka na prawdę genialnych albumów, ten raczej ginie w tłumie. Teraz czekam na Baroness i Testament:)
The Industrialist to NAJGORSZA płyta fear factory, gorsza nawet niż ich debiut soul of the new machine, kilka gitarowych pokręconych rifów nie załatwia sprawy, kiepskie partie wokali, brak klimatu, zionie nudą, ewidentnie czuć że chłopaki nagrały ją ponieważco roku trzeba cośwydać żeby publika nie zapomniła o kapeli. Panowie mają kiepściutkie pomysły do tego stopnia że na końcowe 15 minut płyty składa sie sterta kakofoniznych pseudoindustrialnych dzwięków dodanych poto byle by dociągnąć album do 50 minut. Wszystkoa w tym temcie ode mnie
Grubo pojechałeś – mocniej ode mnie:) Prędzej spodziewałbym się ataku ze strony obrońców tego krążka. Ale z tego co widzę to mniej więcej opinie się pokrywają i w internecie od „profesjonalistów” album dostaje podobne oceny. Pisząc tę recenzję chciałem porównać Industrialista do Digimortal ale tak po głębszym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że ten drugi jest chyba lepszy – mimo tego plastikowego brzmienia jest tam więcej ciekawych kompozycji. A tu w przeważającej części wieje przeciętnością z apogeum beznadziei pod koniec krążka.