„Niebieski” jest kontynuacją tego co Baroness zaprezentowali na „Czerwonym”. Niby jest podobnie ale jednak nie do końca – tam było super, tu jest jeszcze lepiej. Pierwsze co rzuca się w oczy to okładka >klik<, która jest jeszcze ciekawsza od tej z debiutu. John Baizley jest człowiekiem niesamowicie uzdolnionym nie tylko muzycznie. A z jego projektów korzysta nie tylko Baroness ale również inne kapele z nurtu sludge jak np. Kylesa, Black Tusk czy też Kvelertak. Każda z jego okładek to takie małe dzieło sztuki. Ale wracamy do muzyki. Tak jak już pisałem: niby jest podobnie jak na debiucie ale jakby bardziej przebojowo jeśli gatunek muzyki prezentowany przez Baroness może być w ogóle przebojowy. Moim zdaniem może. Przykłady z tego krążka: „Jake Leg”, „Swollen And Halo” czy najbardziej się wyróżniający „A Horse Called Golgotha”. W gruncie rzeczy nie jest to muzyka łatwa i medialna. Co z tego skoro to wszystko jest niesamowicie nośne i chwytliwe? Za pierwszym razem słuchałem tego krążka „z zapartym tchem”. Niby miało to być przesłuchanie jako dodatek do czytania ale po chwili książka poszła w kąt i skupiłem się tylko na muzyce. Te niecałe 45 minut minęło mi bardzo szybko, od razu krążek poleciał drugi raz, później trzeci… Do teraz – po kilkudziesięciu wizytach w odtwarzaczu – za każdym razem odkrywam jakieś nowe „smaczki”. Blue wydaje się być troszkę cięższy od Red ale i tu nie brakuje spokojnych momentów z mistrzostwem świata w postaci „Steel That Sleeps The Eye” gdzie zespół ukazuje swoje zupełnie inne, spokojne i intrygujące oblicze. Szkoda, że kawałek jest krótki i nie ma swojej „kontynuacji”. Chociaż może to i lepiej bo jest wisienką na torcie a tak byłby jednym z wielu. Chwilę na oddech dają nam jeszcze intro i outro oraz 2 przerywniki muzyczne: „Ogeechee Hymnal” oraz „Blackpowder Orchard”. Reszta albumu to podróż przez tony pokręconych riffów i kanonad perkusyjnych, zmiany tempa itp itd. Blue Record został wydany w tym samym roku co Crack The Skye Mastodona. Moim zdaniem uczeń przerósł mistrza i Niebieski jest lepszy od Crack. Mastodon w tym swoim kombinowaniu lekko przegiął, tu muzyka jest prostsza i o wiele bardziej nośna. Baroness znajduje się na fali wznoszącej, nie mogę się doczekać ich nowego wydawnictwa, które zapowiadane jest na wakacje.
Moja ocena -> 10/10