Przyznam szczerze, że polskiego „mainstreamu” nie śledzę jakoś szczególnie. Ma on utrudnioną drogę dotarcia do mnie z racji tego, że nie słucham radia a w aplikacjach streamingowych raczej bazuję na sprawdzonych elementach niż „najbardziej popularne w ostatnim czasie”. W związku z tym do tej pory Żurkowskiego nie znałem a nawet jeśli trafiłem gdzieś na jego utwór to nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Patrząc na poligrafię „Kurzu” obstawiałem zespół „organkopodobny”. Wszystko się tu zgadzało: nazwisko w nazwie i nawet gościnny występ Organka w jednym z utworów. Jednak już po pierwszym przesłuchaniu stwierdziłem, że takie porównanie jest dla Żurkowskiego zwyczajnie krzywdzące ponieważ zespół na „Kurzu” ma pomysł na siebie i wypada na nim zdecydowanie lepiej i ciekawiej niż najnowszy Organek.
Już sam początek krążka w postaci „Zmienników” bardzo mocno przykuwa uwagę i sprawia, że przed przejściem dalej chciałoby się ten utwór przesłuchać jeszcze raz, głównie ze względu na jego przebojowość i niesamowicie chwytliwy refren. A gdy posłuchamy początkowych kilkunastu sekund to z pewnością domyślimy się skąd wziął się tytuł.
Podobne uczucie z pewnością towarzyszyć będzie nam przy okazji „Westernu” z gościnnym udziałem Organka, „Zapachu Pól”, „CWTK”, „W Twoich Myślach” czy też „ZBJ”. Wszystkie te utwory łączy niesamowita przebojowość i to, że wpadają w ucho już przy pierwszym kontakcie. Co więcej – pozostają w głowie na wiele godzin i sam kilka razy złapałem się na tym, że bezwiednie nuciłem je sobie w czasie wykonywania codziennych czynności.
Na „Kurzu” równie ważną rolę co teksty pełni muzyka. Współczesny rock został tu w bardzo zgrabny sposób połączony z elementami elektronicznymi, które wyraźnie wzbogacają wydawnictwo i dodają mu dynamiki. A dodatkowo wzbudzają sporo wspomnień i skojarzeń bo poza oczywistymi „Zmiennikami” mamy tu chociażby „Zapach Pól”, który według mnie wyraźnie nawiązuje początkiem do twórczości Alphaville.
Dużym atutem najnowszego albumu Żurkowskiego jest czas trwania minimalnie przekraczający 40 minut przy 12 utworach. Jest to na tyle dużo aby słuchacz nie czuł niedosytu ale też i przesytu ponieważ pod koniec album wyraźnie zwalnia i z przebojowego staje się sentymentalny. Przy jeszcze 2-3 utworach utrzymanych w podobnej stylistyce moglibyśmy się znudzić. W obecnej formie raczej nie mamy na to czasu.
„Kurz” nie jest z pewnością albumem wybitnym ani takim, o którym ludzie będą mówić z szybszym biciem serca za kilkanaście lat. Ale słuchanie go tu i teraz sprawia bardzo dużą frajdę. Dawno nie zdarzyło mi się tak aby zespół, którego w ogóle nie znałem zajął mój odtwarzacz i serwisy streamingowe na tak długo. A to jeszcze nie koniec bo do „Kurzu” z chęcią będę wracał.