Można powiedzieć, że w zeszłym roku obchodziłem 20-lecie znajomości z The Cranberries. Wcześniej oczywiście słyszałem „Zombie”, „Dreams” i jeszcze kilka utworów ale świadomie sięgnąłem dopiero po album z 1996 roku.
Znajomość z zespołem miała swoje lepsze i gorsze momenty ale jednak przetrwała wszystkie te lata, informacje o każdej nowej płycie wywoływały uśmiech na twarzy, wcześniejsze albumy też stosunkowo często gościły w odtwarzaczu. Dlatego pierwsze wzmianki o „Something Else” wzbudziły we mnie bardzo pozytywne odczucia.
Te bardzo szybko minęły w momencie ogłoszenia track listy. Przeglądając spis utworów nie trudno zauważyć, że 10 z 13 tytułów brzmi jakoś znajomo. Chwilę później opublikowana została informacja o tym, że nowy album nie jest tak w zasadzie nowy tylko w większości składa się z klasyków przerobionych na wersje akustyczne i wzbogaconych o orkiestrę. Nowy materiał zajmuje 15 z 54 minut. Super….
Słuchając „Something Else” mam bardzo mieszane odczucia. Nie są one nawet mieszane tylko wytrzęsione niczym po rajdzie z górki dorożką po bruku. Pierwsze nasuwa się pytanie: „po co?”. Z niemocy twórczej? Kończących się pieniędzy? Innego usprawiedliwienia chyba nie ma. Większość ze starego materiału brzmi jak wersje oryginalne obskubane do reszty z dynamizmu i wzbogacone w zamian lekką nutą orkiestrową. To odebranie pazura sprawiło, że przez album ciężko przebrnąć. Jest nudno i monotonnie. Sytuacji nie ratują nowe utwory, które idealnie wpasowują się w konwencję reszty.
W wersji akustycznej moc kompletnie stracił „Zombie” i w zasadzie cała reszta, która jest po nim. Reszta ta to utwory, które w oryginale na prawdę lubię. Tu totalnie nie przykuwają uwagi. Słuchając „Something Else” trudno doszukać się plusów, które sprawiłyby, że z chęcią wrócimy do tego albumu. U siebie tej chęci nie widzę podobnie jak opcji by do tego albumu wracać. Tę niecałą godzinę lepiej poświęcić na odświeżenie wcześniejszych krążków. „Something Else” trudno nawet nazwać pełnoprawnym albumem studyjnym. Jest to rzecz, która spokojnie mogłaby nie powstać bez większej szkody dla słuchaczy.