Spięty – Heartcore

spięty heartcoreSpięty lubi bawić się słowem. Bawi się tym słowem od lat, zarówno z Lao Che jak i solo I trzeba przyznać, że świetnie mu to wychodzi. Chociaż! Nie do każdego taka twórczość trafia i często można spotkać głosy, że jest to przerost formy nad treścią, grafomaństwo i bełkot. Jednak ważne, że jest spora rzesza osób, do których ta twórczość trafia i która tę twórczość rozumie. „Heartcore” daje jeszcze możliwość identyfikowania się z nią.

„Black Mental” można uznać za album udany, żywy, skoczny, momentami wręcz przebojowy. „Narodowy Socjalizm Kosmosu” można by puścić nawet w klubie nocnym i raczej nikt nie powinien się obrazić bo przecież w rytm tych dźwięków noga sama zaczyna tupać. No i ten wpadający w ucho refren…. A takich momentów na „Black Mental” jest więcej.

Dlatego pierwsze przesłuchanie „Heartcore” może być dla fanów artysty sporym szokiem ponieważ nie znajdziemy tutaj praktycznie żadnych momentów, które pod kątem przebojowości wpadałoby w ucho już przy pierwszym przesłuchaniu. Naszą uwagę przykują natomiast teksty: chyba najbardziej dosadne i osobiste w twórczości Spiętego. Do tego dochodzi muzyka w dużej części oparta o żywe instrumenty: zdecydowanie delikatniejsza i spokojniejsza niż na poprzednim wydawnictwie. Dzięki temu klimat „Heartcore” robi się wręcz kameralny.

Recenzując praktycznie każdy kolejny album Marka Knopflera piszę o uczuciu bycia uczestnikiem bardzo kameralnego koncertu na zasadzie świąt i wujka, który po wigilijnej kolacji wyciąga z szafy gitarę i tylko dla rodziny gra i śpiewa historie o swoim życiu. Podobnie mam ze Spiętym na „Heartcore”, z tym że tutaj gitarę zastępuje kilkuosobowy zespół.

Ciężko stwierdzić na ile osobiste i prawdziwe są teksty artysty (choć nie śledzę wywiadów z artystą, w których taka deklaracja mogła paść) ale śmiało można z nich wywnioskować, że jest to swoiste rozliczenie człowieka w średnim wieku z dotychczasowym życiem i tym co poszło dobrze a co niekoniecznie. Pełno tu spostrzeżeń, wniosków a nawet wskazówek dla ludzi młodszych. Dalej ubrane są one w gry słowne i metafory ale wyciągamy z nich zdecydowanie więcej niż wcześniej.

Po kilku przesłuchaniach okazuje się, że pośród tego „absolutnego braku przebojowości” jest sporo fragmentów, które jednak zapadają w ucho. W tym aspekcie króluje „Dźwiękczynienie” (genialne słowotwórstwo!) ze świetnymi, niepokojącymi klawiszami i kilkoma wybornymi fragmentami tekstowymi. Włączyć do nich można oczywiście ten, który udowadnia, że nawet jakby było dobrze to i tak zawsze można pomarudzić;)

Złotych myśli znajdziemy tutaj multum – chociażby w „Uproszczonym Rachunku Sumienia”, „Halo”. Z kolei „Spektakl” mógłby być krzykiem rozpaczy osób, które nie radzą sobie z otaczającą nas rzeczywistością, która z roku na rok robi się coraz bardziej przytłaczająca.

Na „Heartcore” tekstowo Spięty wzniósł się na wyżyny swojej twórczości tworząc bardzo inteligentną i głęboką warstwę tekstową okraszoną takimi smaczkami jak np. wspomniane wcześniej „dźwiękczynienie” czy „praystation”.

Sumując wszystkie te aspekty otrzymujemy album, który z pewnością nie trafi do wszystkich: zarówno muzycznie (bo nie potupiemy nogą) jak i tekstowo (bo nie do końca rozumiem o co chodzi?). Jest to jednocześnie jedno z najbardziej wartościowych polskich wydawnictw tego roku. Obstawiam, że w różnego rodzaju polskich podsumowaniach rocznych Spięty dość mocno zamiesza.

Moja ocena -> 9/10

5 myśli nt. „Spięty – Heartcore”

  1. świetna płyta, tekst , nastrój, muzyka, chórki wszystko się tam zgadza. Wzrusza i porusza szczególnie tych po 50 😉

  2. świetna płyta, nic więcej nie dam rady napisac, bo dostaje info:
    Wykryto duplikat komentarza: wygląda na to, że już to powiedziano! 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *