W moim przypadku „Decision Day” namieszał dość mocno jeszcze na długo przed premierą. Z jednej strony zespół głośno chwalił się, że nowy album to jedna z najbardziej złowieszczych rzeczy jaką nagrali na przestrzeni 35 lat. Z drugiej (jeszcze głośniej) słyszałem albumowe zapowiedzi, które wydawały się być totalnym zaprzeczeniem słów muzyków. Jak do tej pory słuchanie „Decision Day” nie sprawiło, że moje uczucia stały się mniej mieszane. Chociaż z każdym kolejnym odsłuchem jest coraz lepiej! Ale zacznijmy od początku.
Pierwsze co rzuca się w oczy to bardzo ciekawa okładka (moim zdaniem) dyskretnie nawiązująca do „Another Perfect Day” Motorhead. Drugie to wspomniane wcześniej albumowe zapowiedzi: „In Retribution” i „Caligula”. Pierwszy z nich to utwór na prawdę solidny ale jako otwarcie sprawdza się co najwyżej średnio i pod tym względem „Decision Day” wypada najgorzej od jakichś 20 lat.
„Caligula” to natomiast zupełnie inna sprawa. Pierwszy kontakt z tym utworem sprawił, że na kolejne nie miałem najmniejszej ochoty. Dziś jest już zdecydowanie lepiej ale refren tego utworu nadal bezczelnie kojarzy mi się z wizją grania prosto ze stajni Soulfly (konstrukcja utworu prosta jak budowa cepa, skandowane refreny itp.). Na szczęście to już koniec początkowych minusów.
Po otwierającym całość „In Retribution” dostajemy „Rolling Thunder” – utwór, który tak na prawdę powinien otwierać najnowszy krążek. Mamy tu wszystko co w niemieckiej ekipie najlepsze. Niewiele gorzej wypada utwór tytułowy, który jeszcze wraz z „Who Is God?” i „Belligerence” stanowią najjaśniejsze punkty „Decision Day”. Pod plusy podciągnąć można jeszcze „Vaginal Born Evil”, który momentami galopuje jak najlepsze fragmenty wcześniejszych płyt Sodoma. Podobnie jest z „Blood Lions”.
Problem pojawia się przy pozostałych utworach. Niby przyjemnie się ich słucha ale w zasadzie niczego wartościowego na krążek nie wnoszą i po ich zakończeniu tak na prawdę niewiele w głowie zostaje. Zamknięcie albumu w postaci „Refused To Die” nie powala. Na „Decision Day” brakuje mi 2 rzeczy: utworu niemieckojęzycznego oraz petardy, która podniosłaby umarłego z grobu. Mamy tu wiele świetnych fragmentów ale nie brakuje też momentów gdzie forma dość drastycznie spada. Miało być świetnie a wyszło trochę gorzej.
Na tle innych tegorocznych albumów thrash metalowych „Decision Day” wypada dobrze i np. bije na głowę „Under Attack” Destruction ale w zestawieniu z dotychczasową dyskografią Sodoma nowy album plasuje się gdzieś pośrodku stawki i raczej nie znajdzie się w podsumowaniach najlepszych płyt 2016 roku bo na to zwyczajnie nie zasługuje. Ale na poniższą ocenę już tak a w zestawieniu z poprzednimi albumami grupy od oceny końcowej można a nawet wypada odjąć jedno oczko;)
Sodoma nowego nie słuchałem. Generalnie z niemieckich kapel thrashowych najbardziej lubię Kreatora, jakoś zawsze mi się najbardziej ambitny wydawał z tej grupy, choć stare Sodomy z lat 80-ych też są niczego sobie. Bardzo podoba mi się ten blog, ostatnio tu często zaglądam i porównuję tutejszy punkt widzenia ze swoim hehehe. Fajny lekki styl pisania, ktory przyjemnie się czyta. Szkoda tylko, że nowe teksty pojawiają się nie za często. Ze swej strony polecam mój profil na RYMie, gdzie też staram się pisać recki moich ulubionych płyt z posiadanych zasobów. Pozdrawiam! Radek
https://rateyourmusic.com/~RadomirW
Dzięki:) Powiem tak – kończy się sezon ogórkowy i zarazem letni także teksty na pewno będą pojawiać się częściej, wzrośnie również aktywność na profilu na FB;)
Pozdrawiam
Sodomu przestałem słuchać po BETTER OFF DEAD, ale DECISION DAY spowodował, że znowu ich lubię. Świetna płyta, najlepiej zakupić wersję bez Bonusowego kawałka, gdyż ten, jako jedyny jest tragiczny.