Jeszcze kilkanaście miesięcy temu – po dogłębnym poznaniu twórczości takich kapel jak Neurosis, Kylesa, Baroness, Black Tusk (i jeszcze kilku innych) – stwierdziłbym, że sludge metal to gatunek, który przekopałem praktycznie na wylot i niczym już mnie nie może zaskoczyć.
No i wtedy pojawił się Rwake… Jeśli do tej pory pisałem o trudnych początkach wielkiej miłości do niektórych zespołów (tak na szybko przychodzi mi do głowy High On Fire) to nie wiem nawet jak nazwać swoje pierwsze kroki i minuty spędzone z Rwake. Wiem jedno – nie były to długie minuty bo po kilkudziesięciu sekundach dałem sobie spokój. Przy kolejnych podejściach było podobnie. Zmian nie odnotowałem zatem zespół poszedł w odstawkę.
Wiele wody upłynęło w Odrze zanim zetknąłem się z nim ponownie – podczas zakupów na Amazonie. Akurat stwierdziłem, że nie mam czego słuchać i szukałem tam czegoś totalnie na ślepo. Amazon zasugerował mi właśnie „Hell Is A Door To The Sun”. Był to zakup na zasadzie: „kurde.. ja tego nie przesłucham?!”. Dodatkowym atutem była bardzo niska cena. W ten oto sposób kilkanaście dni później płytka kręciła się już w moim odtwarzaczu.
Początki były nieziemsko trudne, dopiero po kilku w pełni świadomych przesłuchaniach (bez bodźców dodatkowych) coś zaiskrzyło i zacząłem z coraz większą łatwością odkrywać kolejne atuty tego wydawnictwa. Ale od początku: „Hell Is A Door To The Sun” to album cholernie specyficzny, toporny, posępny, gęsty, przytłaczający. Na kilometr wali od niego sludge’owym bagnem. I to jest w nim właśnie najpiękniejsze.
Przy ekipie Rwake np. taki Baroness to banda grzecznych kolesi grających podkłady do animacji Pixara. Muzyka Rwake aż kipi od brudu, ciężaru i smrodu. Krążek przytłacza wisielczym klimatem. Dodatkowo atmosferę podkręcają skrzecząco/wrzeszcząco/wyjące demoniczne wokale rodem z sennych koszmarów schizofreników. Początek w zasadzie nie zachęca. „The Cat And The Snake” ciągnie się niczym wojna polsko-polska o to czy to był zamach czy wypadek. Wszystko to podane jest w bardzo wolnym tempie. Dopiero lekko po 4 minucie obroty zostają zwiększone i gatunkowy brud nabiera chwilowej dynamiki.
Podobnie jest ze „Smog Monster” – utworem (dla mnie) totalnym, który na nowo buduje koncepcję sludge’owego grania – tak przytłaczającej jego odsłony nie słyszałem nawet u Neurosis. Mimo miażdżącego ciężaru i specyficznego klimatu nie trudno wychwycić muzyczne bogactwo panujące w utworze. Ekipa Rwake to nie zbieranina rzemieślników tylko goście mający (nietypową) wizję grania, którą bez żadnych kompleksów przekazują odbiorcom.
Początek utworu tytułowego przynosi krótką chwilę wytchnienia, która w drastyczny sposób przerwana zostaje powrotem do zespołowej rzeczywistości. I tak jest praktycznie przez cały „Hell Is A Door To The Sun”. Zło przeplata się tu z dobrem, porządek z totalnym burdelem, spokój z niesamowitym napięciem, dynamika z powolnością, lekkość z ciężarem, darcie ryja z czystym wokalem. Muzyka Rwake jest pełna kontrastów, które początkowo mogą odstraszyć słuchacza. Jeśli nie zniechęcimy się do niej przy pierwszych przesłuchaniach to kolejne sprawiać nam będą coraz większą przyjemność. Nie ma co ukrywać – Rwake wyróżnia się na scenie sludge nietypowym podejściem do gatunku. I chwała im za to!
Moja ocena -> 8/10
Masz wspaniały styl pisania, ciężko oderwać oczy od tekstu, bo czuć pasję i miłość, z jaką piszesz i dzielisz się doznaniami. Świetny blog, zostanę na dłużej. Na pewno dzięki Tobie poszerzą się moje wąskie horyzonty muzyczne. Pozdrawiam.
No to chyba wrócę do słuchania Rwake, bo ostatni raz coś od nich słuchałem na wysokości drugiego albumu Minsk. Dzięki za polecajkę 🙂