30 minut – pół godziny. Dużo a jednocześnie mało czasu, który można spędzić pijąc kawę w Starbucksie, jedząc fast food w McDonaldzie, opisując swój kolejny korpo-dzień na FB czy też Twitterze. Można również ten czas spędzić zupełnie inaczej – odcinając się od wszystkiego i poświęcając na obcowanie z nowym wydawnictwem Rosetty. W dobie gdy wszystko dąży do tego aby być jak najmniejsze, najszybsze i najkrótsze zespół wypuścił EPkę, która czasem trwania dorównuje pełnoprawnym albumom dzisiejszych „gwiazd”. 31:33 – bo tyle właśnie trwa Flies To Flame – podzielono na 4 utwory. Przyznam szczerze, że od dłuższego czasu nie śledziłem co się dzieje w szeregach ekipy z Filadelfii zatem info o EPce i wypuszczonym singlu (?) bardzo mnie ucieszyły. Apetyt podsycił sam krążkowy zapowiadacz w postaci „Soot”. Utwór jest wyborny, dorównuje poziomem materiałowi zaprezentowanemu na The Determinism Of Morality. Jest w nim coś intrygującego, magicznego. Pierwsze prawie 4 minuty to wprowadzanie słuchacza w niesamowitą atmosferę. Kiedy już człowiek się do niej przyzwyczai i pomyśli, że utwór niczym go nie zaskoczy zaczyna się prawdziwa jazda, którą w zasadzie ciężko opisać. Są to jakby 2 osobne historie: muzyczna i wokalna opowiadane równocześnie. Każda płynie swoim nurtem i opowiada coś zupełnie innego. Niesamowita sprawa. Warto posłuchać i ocenić samemu. Następne 2 utwory: „Seven Years With Nothing To Show” i „Les Mots Et Les Choses” to spokojne instrumentale. Pierwszy z nich jest świetnym, minimalistycznym wyciszaczem po miazdze jaką serwuje nam „Soot”, drugi daje wytchnienie przed „Pegasus”, który podany jest nam na ciężko. Utwór trzyma poziom ale na tle „Soot” czy nawet kawałków instrumentalnych nie prezentuje się wybitnie rewelacyjnie: poziom jest zachowany ale ciśnienia nie podnosi. A szkoda… Zwłaszcza, że jest to zakończenie Flies To Flame, po którym człowiek odczuwa cholerny niedosyt. Z jednej strony te pół godziny było spędzone bardzo przyjemnie ale z drugiej chciałoby się zdecydowanie więcej. Materiał zawarty na FTF jest świetnym zalążkiem czegoś co warto było pociągnąć dalej i stworzyć za jakiś czas pełnoprawny materiał. A tak otrzymaliśmy coś na zasadzie butelki piwa. Niby fajnie ale okazuje się, że jest to browar niskoalkoholowy dodatkowo o pojemności 0,33L. Co nie zmienia faktu, że i tak dobrze wchodzi;) Warto odnotować, że ekipa Rosetty wróciła do wytwórni Translation Loss zatem eksperyment z wydawaniem albumów na własną rękę chyba średnio się udał. Mam nadzieję, że zespół będzie temat FTF ciągnął dalej, dogra trochę materiału i wypuści pełnoprawny LP.
Moja ocena -> 7/10