O.S.T.R. – Podróż Zwana Życiem

ostr podróż zwana życiemMimo tego, że od małego interesowałem się głównie graniem gitarowym to jednak w moim życiu znalazł się czas na przygodę z polskim hip hopem. Krótką bo krótką ale intensywną;) Przekopałem większość naszej rodzimej sceny. Zadanie było o tyle łatwe, że na przełomie wieków (i lekko po) nie było takiego nawału różnego rodzaju „artystów” i jeśli coś już wychodziło na światło dzienne to zazwyczaj było dobre. Ale ile można słuchać o tym, że życie jest ciężkie, szare, bure i ponure? Na tle reszty sceny wyróżniało się kilka osób: Fisz, Eldo (a przed jego solową karierą Grammatik), Łona i właśnie O.S.T.R. Po prawie 15 latach od mojego boomu na polski hip hop pozostali tylko oni, tylko do nich wracam i ich kariery śledzę – z głównym naciskiem na Eldo i Łonę – na nich zawsze można liczyć, twórczość Fisza nie ma już nic wspólnego z tym co robił np. na „Polepionych Dźwiękach”. Jednak człowiekiem instytucją bez wątpienia jest w tym zestawieniu Ostry. Na niego zawsze można było liczyć, praktycznie z zegarmistrzowską precyzją co roku nagrywał nowy krążek. „Masz To Jak W Banku” do dziś robi wielkie wrażenie (nadal pamiętam większość tekstów;), podobnie jest z „Tabasko”. Później Ostry wskoczył na inny poziom wtajemniczenia zostawiając konkurencję daleko w tyle. Ale do pewnego momentu. Gdzieś nastąpił przesyt i zaczęła znikać chemia. Głównie było to czuć w tekstach – czasem po przesłuchaniu człowiek zadawał sobie pytanie: ale o co chodziło? Nic nie zostawało w głowie (jak to bez problemów było w przypadku pierwszych albumów). Jedno co pozostało bez zmian to muzyka. Tu Ostry jest mistrzem świata i do swojej twórczości zawsze montował genialne podkłady („Jazz, Dwa, Trzy” wolałbym chyba jako instrumental;). No ale nie samą muzyką żyje człowiek zatem gdzieś w okolicach „Ja Tu Tylko Sprzątam” czy „O.C.B.” człowiek kupował jego nowe albumy bardziej z przyzwyczajenia niż zainteresowania. Wspomniane przed chwilą „Jazz, Dwa, Trzy” obrosło kurzem, projekt z Marco Polo był pierwszym albumem, którego nie kupiłem (po kilku przesłuchaniach „na siłę” w WIMPie dałem sobie spokój). Przestałem się w ogóle interesować tym co robi łódzki raper zatem pojawienie się „Podróży Zwanej Życiem” było dla mnie lekkim zaskoczeniem. Ponownie skorzystałem z dobrodziejstwa WIMPa i ruszyłem w „Podróż…”. I tu bardzo pozytywne zaskoczenie. Pierwszy raz od wielu lat bez problemu można wyłapać o czym nawija raper. Ma to sens i trzyma się kupy – z krążka „można coś wynieść”. Oczywiście zdarzają się gorsze momenty ale są tu też perełki jak np. „Hybryd”(rodzicielstwo to jednak nie taka kolorowa bajka, nie?;), kawałek tytułowy (przekrój przez dotychczasową karierę) i jeszcze parę innych. Praktycznie każdy track ma wersy, które zostają w pamięci już przy pierwszym przesłuchaniu. Ależ mi tego brakowało…:) Co ważne – Ostry na „Podróży…” oferuje szeroki wachlarz flow: od standardowego nawijania po eksperymenty jak w „Nowy Dzień” czy też „Pistolet Do Głowy”. Druga sprawa – muzyka. Totalnie inna niż do tej pory. Tak jak już wcześniej napisałem – od kilku lat kupowałem nowe krążki głównie dla podkładów, które były świetne. Nowego albumu w wersji instrumentalnej raczej nie widzę. Ale w połączeniu z Ostrym na wokalu współgra to całkiem nieźle i warto spróbować się przestawić bo „Podróż…” to najlepszy krążek rapera od ładnych paru lat. Nie jest to dzieło wybitne ale z pewnością warte poznania. Z resztą na co dzień słucham totalnie innych dźwięków więc pewnie się nie znam;) Pierwszy raz od co najmniej 5 lat zakup nowej płyty łódzkiego rapera to przyjemność a nie sentyment i chęć zapełnienia dziury na półce. „Podróż…”nie sprawi, że odstawię rock i metal na bok i znów zacznę katować polski hh ale na pewno często będę do niej wracał przy okazji „odkurzając” inne albumy Ostrego.

Moja ocena -> 7/10

2 myśli nt. „O.S.T.R. – Podróż Zwana Życiem”

  1. „No ale nie samą muzyką żyje człowiek zatem gdzieś w okolicach „Ja Tu Tylko Sprzątam” czy „O.C.B.” człowiek kupował jego nowe albumy bardziej z przyzwyczajenia niż zainteresowania”.
    Z tych płyt, które znam (razem wyjdzie pewnie z połowa jego dorobku), te dwie podobają mi się najbardziej. Znużenie przyszło później (pewnie dlatego, że nie śledziłem kariery łodzianina od początku). Zwątpiłem w tego pana, nawet nie mam ochoty sprawdzać „Podróży”. Ale może spróbuję się przełamać, skoro teksty nabrały sensu…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *