Mark Lanegan – Blues Funeral

mark lanegan blues funeralScreaming Trees znam już od jakiegoś czasu jednak po solową twórczość Lanegana sięgnąłem stosunkowo niedawno bo dopiero kilka miesięcy po premierze Blues Funeral. Album kojarzyłem z wielu bardzo pochlebnych recenzji ale jakoś nie czułem parcia na poznanie „co tam jest w środku”. Akurat w domu zaczęły mi się kumulować krążki Screaming Trees więc w końcu doszedłem do wniosku, że chyba jednak trzeba poznać Marka w wersji solo. Padło na towar na czasie czyli właśnie Blues Funeral. Od pierwszego przesłuchania minęło może z 2-3 miesiące a ja zdążyłem już przeżyć kilka etapów fascynacji tym wydawnictwem. Tak ponurego, mrocznego, przygnębiającego, depresyjnego a jednocześnie intrygującego, hipnotyzującego i wciągającego albumu dawno nie słyszałem. I mimo tego przygniatającego klimatu Blues Funeral podoba się każdemu kogo zmusiłem do jego posłuchania. Album jednoznacznie kojarzy mi się z takim obrazem: późny listopadowy, deszczowy, wietrzny, zimny wieczór, zadymiona knajpa na obrzeżach robotniczego miasta, w środku podejrzane towarzystwo, na małej scenie ekipa grajków i wokalista doświadczony przez życie, śpiewający przepitym i przepalonym głosem o życiu, problemach dnia codziennego itp. Czyli zasadniczo repertuar właśnie z tego albumu. Specyficzny klimat, nie? Chyba nie dla wszystkich? Ale dla tych co się skuszą będzie to fascynujące 55 minut. Dlaczego? A dlatego, że Blues Funeral to świetny krążek z pięknymi momentami. Mamy tu takie perełki jak singlowy „Gravedigger’s Song” oparty na zapętlonym motywie basowym(?) czy też mój ulubiony – przytłaczający smutkiem „Gray Goes Black” z pięknymi fragmentami gitarowymi. Do tego dochodzą świetne, senne i ponure „Bleeding Muddy Water” oraz „St.Louis Elegy”, bardziej zadziorne i zdecydowanie żywsze „Riot In My House” oraz „Quiver Syndrome”(z charakterystycznym, świdrującym motywem), subtelny i delikatny „Harborview Hospital”, pseudo-przebojowy, senny „Ode To Sad Disco”(pod nieco podobny klimat można podciągnąć „Tiny Grain Of Truth”), akustyczny „Deep Black Vanishing Train” oraz knajpiane „Phantasmagoria Blues” i „Leviathan”. Mimo ogólnego mrocznego i przygnębiającego klimatu różnorodność gatunkowa jest tu dość duża, nie ma czasu na nudę i te lekko ponad 55 minut słuchania zlatuje niesamowicie szybko. Blues Funeral to zdecydowanie jeden z najciekawszych niemetalowych albumów z 2012 roku. Gorąco polecam!!!

Moja ocena -> 9/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *