Żeby było ciekawiej – zacznę od minusów. A tych jest 7: całkowicie niepotrzebna, wciśnięta na chama koncertowa wersja „Artystów” oraz 6 przerywników muzycznych, które za pierwszym razem śmieszą a z każdym kolejnym przesłuchaniem wzbudzają coraz większe zażenowanie. A żeby było jeszcze gorzej to zrobiono z nich osobne tracki i wobec tego utworów na płycie mamy 25 o łącznym czasie trwania w okolicach 76 minut. Jakby to wyrzucić to kawałków byłoby 18 a i czas trwania zmieściłby się w jakichś rozsądnych granicach. A jaki jest LMDLM? Inny niż PPP ale też bardzo dobry. Nie brakuje mu ciężaru jak np. w „Legendzie Ludowej” czy bardzo fajnym, dynamicznym „Mój Dom To Moja Twierdza” ale pojawiają się też inne – bardziej kombinowane klimaty np. w utworze tytułowym czy genialnym coverze Grześkowiaka „W Południe”. A co poza tym? Dostaje się Lepperowi („P******* Pera”), Oleksemu („Łysy Jedzie Do Moskwy” – kawałek z czasów solowych Kazika), jest pean na cześć Andrzeja Gołoty (z którego Kazik później się wycofywał:). No i w końcu jest tu „No Speaking Inglese” z przerobionym wokalem oraz sławnym wersem o Derdziuku, o który w czasach komisji śledczej pytał Arłukowicz. Warto zwrócić uwagę na teksty bo te mają na prawdę wiele do zaoferowania. Ciężko coś specjalnie wyróżnić ale ja pod tym względem bardzo lubię „Jeśli Kochasz Więcej To Boisz Się Mniej”. Trochę nie pasuje mi tutaj „Brazylia” – bardziej widziałbym ją na solowej Melassie. Kiepski na tle reszty jest „Jerzy…” oraz „Makabra”, która w wersji na żywo brzmi o wiele lepiej. W „Los Societas De Las Poetas Violentas” czuję klimat kultowego OKSK (okolice „Ja Wiem To”). Mimo tych kilku minusów LMDLM bardzo dobrze broni się jako całość i jest pozycją wartą przesłuchania i zakupu. Smaczku dodaje tracklista z tylnej okładki, która niby miała zagrać na nosie pirackim kopiom bez książeczek. Ciekawy pomysł oraz informacja/prośba od muzyków.
Moja ocena -> 9/10