Szwedzki Greenleaf to swego rodzaju Zawisza – zawsze można na nim polegać. Na przestrzeni ponad 20 lat istnienia zespół nie zaliczył żadnego potknięcia w postaci słabego albumu. Co więcej – każdy z siedmiu dotychczas wydanych był co najmniej bardzo dobry. Zatem od razu po pojawieniu się w sieci informacji o nadchodzącym nowym krążku można było umieścić go na liście najbardziej wyczekiwanych albumów 2021 roku nie martwiąc się zbytnio o to co nas czeka – przecież nie mieliśmy ku temu żadnych podstaw. Do czasu…
W samej końcówce stycznia zespół zaprezentował pierwszą zapowiedź „Echoes From A Mass” w postaci „Tides”. Zapowiedź ta mogła z pewnością zaskoczyć fanów zespołu, ponieważ bardzo wyraźnie odbiega od tego co zespół tworzył do tej pory. Klasyczne stonerowe granie stanowi tu tylko tło dla elementów progresywnych czy psychodelicznych.
Złamana została konstrukcja zwrotka – refren – zwrotka na rzecz jednolitej formy, w której z sekundy na sekundę budowane jest coraz większe napięcie, co dodatkowo w ciekawy sposób wizualizuje teledysk. „Tides” jak na Greenleaf brzmi bardzo eksperymentalnie i zdecydowanie wymaga czasu aby się z nim oswoić – w moim przypadku zdecydowanie nie była to miłość od pierwszego przesłuchania.
Niespełna miesiąc po „Tides” premierę miał „Love Undone”, który już nie eksperymentuje – jest to przedstawiciel klasycznego stylu wypracowanego przez Szwedów. Dodatkowo utwór jest niesamowicie chwytliwy i przebojowy – na tyle, że nie poczułem jak w zapętleniu przesłuchałem go kilkanaście razy. „Tides” na niespełna miesiąc przed premierą wyraźnie sygnalizował, że „Echoes From A Mass” zawojuje moim sprzętem audio. I tak właśnie się stało.
Nowy album to 10 premierowych kompozycji trwających lekko ponad 46 minut. Całość otwiera eksperymentalny „Tides”. Tuż po nim umieszczono murowanego koncertowego killera w postaci „Good God I Better Run Away”, który prezentuje równie świetny poziom co „Love Undone”. Oba te utwory przedzielone są „Needle In My Eye”, który w stosunku do nich wyraźnie zwalnia stawiając na stonerowy „groove”. Warto zwrócić tu uwagę na świetne momenty perkusyjne. Podobny klimat utrzymany jest w jeszcze wolniejszym „Bury Me My Son”.
Po chwili oddechu zespół częstuje słuchaczy kolejnym gitarowym pociskiem – „A Hand Of Might”. Z kolei następny na liście „March On Higher Grounds” wydaje się być pomostem łączącym oba klimaty. Takie zestawienie również wypada bardzo dobrze. Na tle poprzedników trochę bledszym fragmentem wydaje się być „Hang On”, który jest ukłonem w stronę bardziej klasycznego, prostszego rockowego grania.
Bardzo ciekawie prezentuje się zamknięcie albumu w postaci najdłuższego na albumie „On Wings Of Gold” oraz „What Have We Become”. Ten pierwszy to klasyczny przedstawiciel greenleafowego grania. Drugi z kolei zaskakuje w podobny sposób co „Tides” prezentując co najmniej równie eksperymentalną i chyba najspokojniejszą odsłonę Greenleaf od wielu lat. Przy okazji spina „Echoes From A Mass” bardzo fajną klamrą pozostawiając w słuchaczu uczucie stonerowego „najedzenia”.
„Echoes From A Mass” jest bez wątpienia kolejnym bardzo dobrym wydawnictwem w dorobku Szwedów z Borlange i murowanym kandydatem do gitarowych podsumowań 2021 roku. Mimo zachowania wypracowanego stylu zespołowi udało się tu przemycić kilka bardzo udanych eksperymentów, które wzbogacają i urozmaicają album. „Echoes From A Mass” można uznać za obowiązkową pozycję do poznania nie tylko dla fanów stonera ale i ogólnie przyjętego gitarowego grania.