Niespełna 3 lata po wydaniu „Outlands” warszawska Sunnata powraca z nowym albumem. Nowe wydawnictwo już na starcie jest wyjątkowe, ponieważ ma najdłuższy tytuł w dotychczasowej dyskografii grupy. „Burning In Heaven, Melting On Earth” jest jednocześnie albumem najkrótszym jeśli chodzi o czas trwania. Sześć premierowych utworów zamyka się w 3 kwadransach i przenosi słuchacza do świata, który fani zespołu dobrze znają, ale robi to w sposób trochę inny niż dotychczas.
Pierwsza zapowiedź albumu – „Crows” – w swojej początkowej fazie w ogóle nie przypomina wcześniejszych dokonań Sunnaty. Bardzo delikatne dźwięki wsparte czystym wokalem kierują słuchacza w rejony post rocka czy też psychodeli. Dopiero po pewnym czasie pojawia się ciężar oraz bardziej agresywny głos, chociaż na bardzo krótko. Fragment ten budzi bardzo wyraźne skojarzenia z Minsk i w dłuższej odsłonie pojawia się jeszcze raz. Całość pokazuje jeszcze inną odsłonę zespołu. Aż trudno uwierzyć, że w niespełna 6 minutach dzieje się aż tak wiele.
Podobnie jest z drugim przedpremierowym utworem – „Black Serpent”. Tutaj również żongluje emocjami i klimatem dając słuchaczowi wyraźny sygnał, że najnowsze wydawnictwo nie jest kopią dotychczasowych dokonań tylko raczej dalszym krokiem na drodze muzycznej ewolucji.
Już przy pierwszym przesłuchaniu czuć wyraźnie, że Sunnata spuściła z tonu i kosztem ciężaru rozwinęła przestrzeń. „Burning In Heaven, Melting On Earth” jest albumem zdecydowanie bardziej wielowarstwowym i rozbudowanym od poprzedników. Mimo tej zmiany udało się zachować specyficzny klimat, a nawet rozwinąć go, czego przykładem może być orientalny, hipnotyczny wręcz „God Emperor Of Dune”, w którym cięższych fragmentów w ogóle nie uświadczymy. Po raz drugi muzycznie czuć tu podobieństwa do Minsk. Jako fan ekipy z Peorii wcale nie uważam tego za zarzut.
Bardzo ciekawym urozmaiceniem albumu jest najbardziej żywiołowy i dynamiczny „A Million Lives”, w którym gościnnie za mikrofonem pojawia się polsko-szwajcarska artystka Alia Fay. Orientalny fragment z jej udziałem stanowi albumową wisienkę na torcie i jest bardzo udanym mostem międzygatunkowym.
Album zamykają „Volva (The Seeress)” i “Way Out”, które również w wyraźny sposób odbiegają od klimatu zaprezentowanego chociażby na „Outlands”. Ciężar wyraźnie ustąpił tu miejsca atmosferze z okolic rocka progresywnego. Stoner czy post metal zeszły tu na zdecydowanie dalszy plan. I tak jest praktycznie na całym „Burning In Heaven, Melting On Earth”.
Pytanie tylko czy jest to jednorazowy wyskok i eksperyment, czy może początek zupełnie nowego etapu w historii Sunnaty. Nawet jeśli mamy do czynienia z drugim wariantem to jest to początek bardzo udany i nowy album Warszawiaków już teraz można uznać za jedno z najciekawszych wydawnictw gitarowych 2021 roku.