Moja przygoda z thrashem jest już co najmniej pełnoletnia zatem mogę chyba uznać się za fana tego gatunku metalu. Wszystko zaczęło się oczywiście od Metalliki, do której w ekspresowym tempie dołączyła ekipa Megadeth.
Później nadgryzłem twórczość Anthrax i Slayera ale jednocześnie skupiłem się na tych troszkę mniej znanych przedstawicielach amerykańskiej sceny takich jak Exodus, Overkill, Testament czy Death Angel. Niespecjalnie było mi po drodze ze sceną niemiecką. Kilka miesięcy przed „Phantom Antichrist” przekonałem się w końcu do Kreatora, w przypadku Sodoma proces ten trwał do tego roku.
Na koniec została ekipa Destruction. Idealnym momentem do ponownej próby zapoznania się z ich twórczością była zbliżająca się premiera 14 krążka w ich dyskografii czyli właśnie „Under Attack”. Na warsztat wziąłem kilka z albumów wydanych w tym tysiącleciu. I podobnie jak w przypadku kilku poprzednich prób tak i teraz miałem jeden podstawowy zarzut: na wszystkich tych albumach Destruction brzmi bardzo podobnie jeśli nawet nie tak samo. Są oczywiście odskoki od normy ale różnic takich jak np. pomiędzy „Tempo Of The Damned” i „Atrocity Exhibition” Exodusa nie ma co się spodziewać.
„Under Attack” w żadnym wypadku tego nie zmienia. Ale! Na tle kilku innych przesłuchanych przeze mnie albumów ten nowy wypada na prawdę nieźle. Chociaż początki nie były dobre. Pierwsze przesłuchanie utworu tytułowego skończyło się dla mnie bardzo szybko. Przekonałem się do niego dopiero po kilkukrotnym przesłuchaniu z albumu. Ale zacznijmy od plusów!
Niewątpliwie jest nim bardzo szybkie tempo krążka. „Generation Nevermore”, „Dethroned”, „Pathogenic”, „Stigmatized” i chociażby bonusowe „Black Metal” i „Thrash Attack” to rzeczy galopujące w ekspresowym tempie. Dodatkowo są niesamowicie „przebojowe” i wpadają w ucho już przy pierwszym przesłuchaniu. Reszta dużo wolniejsza nie jest a i w niej pojawiają się dynamiczne momenty.
Kolejny plus? Ciężar! „Under Attack” brzmi potężnie i nowocześnie zachowując przy tym cechy gatunku (bo np. taki „Death Magnetic” też brzmi potężnie ale głównie ze względu na spieprzony mastering i w zasadzie nie ma wiele wspólnego z graniem sprzed lat;). „Under Attack” ma ponad 50 minut i trzeba przyznać, że nie ma tu dłużyzn i czas spędzony z albumem mija przyjemnie. Jest tylko jeden problem.
Nowy album spokojnie można by zmieszać z utworami z np. „Spiritual Genocide” czy dowolnego innego albumu nagranego na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat i większość ludzi miałaby problem z rozróżnieniem co, gdzie i kiedy. Nie znam jeszcze na pamięć dyskografii Destruction także n-ty kolejny taki sam album grupy na razie mi nie przeszkadza. I pewnie dlatego mój odbiór krążka jest zdecydowanie lepszy od niektórych ocen krążących po sieci. „Under Attack” w podsumowaniach rocznych raczej się nie znajdzie ale to porządny kawałek thrashu i dowód na to, że mimo upływu lat nadal można mieć moc do takiego grania.
Tak dochodzę do wniosku, że większość słuchaczy thrashu zostaje strasznie skrzywdzona tym, że Meta i Megadeth mają tak potężne poważanie w środowisku, bo później poznaje się dokładniej gatunek, i nagle się okazuje, że thrash u Mety to maksymalnie do „…And Justice For All”, choć już wcześniej zaczęli zmieniać stylistykę na nieco bardziej przystępną, a Megadeth do „Rust in Peace” 😉 A prawdziwego thrashu trzymają się kapele takie jak Overkill, Sodom, Destruction właśnie, i ten dysonans poznawczy jest częstokroć bardzo bolesny.
No niestety… Cały czas drążę w gatunku i cały czas Meta i Megadeth obsuwają się w rankingu;) W samej Ameryce wyżej od nich stawiam Overkill, Exodusa, Slayera i Testament. Do tego dochodzi niemiecka szkoła z Sodomem i Kreatorem na czele plus takie wynalazki jak chilijski Nuclear czy grecki Suicidal Angels. Ogólnie jest czego słuchać i na nową Metę w ogóle nie czekam;)