Prawie dokładnie rok po premierze „Infinite Entanglement” światło dzienne ujrzała druga część trylogii – „Endure And Survive”.
Krążek nie przynosi znaczącej wolty stylistycznej. Blaze wraz z zespołem dalej operuje w rejonach heavy metalu i jeśli komuś podobała się część pierwsza to bez zastanowienia – w ciemno może sięgać po „dwójkę”. I w zasadzie na tym mógłby skończyć się ten tekst. Ale oczywiście nie skończy się – z kilku względów;)
Oprócz heavy metalowej klasyki na „Endure And Survive” usłyszymy kilka perełek dość znacznie odbiegających od gatunku wyjściowego. I tak jak na „Infinite Entanglement” mieliśmy świetny „What Will Come” tak tu z daleka błyszczy „Remember”, który w wielkim skrócie określiłbym jako metal renesansowy. Bogactwo aranżacyjne, instrumentarium, chórki oraz sposób śpiewania Bayleya sprawiają, że utwór kojarzy mi się z Anglią z czasu dynastii Tudorów. „Remember” jest niesamowicie przebojowy, chwytliwy i bez zawahania mogę stwierdzić, że jest to jedna z najciekawszych i najbardziej poruszających rzeczy jaką usłyszałem w tym roku.
Balladowo i równie świetnie jest w zamykającym album „Together We Can Move Sun” chociaż tutaj pojawia się też ciężar. Oba utwory jak i resztę „Endure And Survive” łączy jeden bardzo istotny i stanowiący o sile albumu element – kobiece wokale. Wcześniej, jeśli w ogóle się pojawiały, były one przykryte i ledwie słyszalne. Tutaj słychać je bardzo dobrze, momentami wychodzą nawet na pierwszy plan i zdecydowanie dodają koloru całości. Dzięki nim taki np. „Blood” zyskuje dodatkowo na sile. Sam utwór ma w sobie tyle mocy i przebojowości, że z pewnością stanie się stałym punktem koncertów obok chociażby „Fight Back” i „Escape Velocity”.
Powróćmy na chwilę do ballad. „Eating Lies” wcale nie odstaje od dwóch pozostałych i udowadnia, że Blaze jest wokalistą nietuzinkowym o bardzo dużych umiejętnościach. Po kilkunastu przesłuchaniach można dojść do wniosku, iż właśnie ballady są najsilniejszą stroną „Endure And Survive” i to nawet nie ze względu na ich „świetność” tylko aspekt zdecydowanie bardziej prozaiczny – brzmienie.
Podobnie jak na „Infinite Entanglement” tak i tu ciężar jest zdecydowanie bardziej z tyłu w stosunku do chociażby „Promise And Terror”. Pierwsze skrzypce odgrywa tu głos dzięki czemu utwory spokojne zyskują, te cięższe już niekoniecznie. Chociaż trudno nazwać to wadą krążka i jest to po części szukanie wad na siłę;) A prawda jest taka, że dawno żaden album spoza gatunków „post” i „thrash” nie sprawił mi takiej frajdy w czasie słuchania jak właśnie „Endure And Survive”. Od kilku dni kilka innych albumów czeka na swoją kolej ale co z tego skoro Blaze praktycznie cały czas okupuje głośniki? Po tych kilku dniach słuchania mogę stwierdzić, że dwójka „wchodzi” jeszcze lepiej niż część pierwsza trylogii. Już nie mogę doczekać się jej zamknięcia częścią trzecią.
Na koniec krótkie przemyślenie nawiązujące do koncertów. Wielka szkoda, że tacy artyści jak Bayley czy Jaz Coleman ze swoim Killing Joke, mający coś do powiedzenia i prezentujący na prawdę wysoki poziom artystyczny, ledwie zapychają dolnym limitem sale koncertowe lub grają w małych klubach w czasie gdy muzyczna papka zapełnia wielkie hale….
Nie wiem czemu, ale coś mi się ubzdurało, że nie lubisz Bayleya.:) No ale nie ubzdurało mi się to, że raczej nie jest. Choć może sięgnę po tę płytę, skoro tak chwalisz…:)
Lubię – na półce leżą wszystkie jego płyty;)