The Chemical Brothers – Exit Planet Dust

chemical brothers exit planet dustNigdy nie byłem wielkim fanem elektroniki. Praktycznie od zawsze bliżej mi było do gitar, garów itp. Najpierw była fascynacja Queen, później na salony wszedł grunge, dołączył do niego metal w różnych odmianach i jakoś się to kręciło. Wyjątkiem od tej „nieelektronicznej” reguły są dwie ekipy: The Prodigy i The Chemical Brothers. I tak jak pierwsza podoba mi się praktycznie w całości tak druga jest jak skoczek narciarski. Zaczyna z wysokiej belki na rozbiegu a później jest już tylko niżej. Całe szczęście, że pierwsze trzy krążki Chemicznych to praktycznie ta sama – wysoka belka. Exit Planet Dust, jako debiut, oczywiście należy do tej trójcy;) Swego czasu krążek ten nieźle namieszał na elektronicznej scenie a dziś  jest uznawany za klasykę gatunku. Czy słusznie? Jak najbardziej. W tym roku EPD stuknęła 18tka ale mimo upływu lat krążek nadal kopie po d**ie;) 49 minut muzyki podzielono na dwie mniej więcej równe części: czarną i białą, złą i dobrą lub jeszcze inaczej – wg uznania. Chodzi tu o to, że części te stoją na dwóch przeciwległych biegunach: pierwsza niszczy, miażdży i męczy, druga daje słuchaczowi odpocząć po katowaniu pierwszą. Pierwsze dwa utwory: „Leave Home” i „In Dust We Trust” są jeszcze mało inwazyjne, specyficznie zaczyna się robić w następnej trójce z apogeum rzeźni w „Three Little Birdies Down Beats”. „Fuck Up Beats” i „Chemical Beats” są pod tym względem niewiele lepsze. Ciekawą rzeczą jest fakt, iż te 6 początkowych utworów przechodzi płynnie z jednego do drugiego. W efekcie otrzymujemy coś na kształt klubowego seta. W okolicach 24 minuty Exit Planet Dust sieczka nagle się urywa a jej miejsce zajmuje muzyka „kojąca zmysły”. Jest to chyba najlepsze określenie na to co Chemiczni prezentują w drugiej części płyty. Te 5 utworów jest niczym pierwsze przebłyski słońca po potężnej nawałnicy, jak pierwsze oznaki wiosny po srogiej zimie. „Chico’s Groove”, „One Too Many Mornings” i „Alive Alone” snują się powoli, płyną bez zbędnego pośpiechu. Z kolei „Life Is Sweet” i „Playground For A Wedgeless Firm” są trochę żywsze. Ten pierwszy jest jednym z moich faworytów z całej twórczości grupy. Twórczości, z której trzy pierwsze krążki – bez żadnych wątpliwości – są filarami gatunku. Exit Planet Dust jest krążkiem, który każdy człowiek mający jako takie pojęcie o muzyce, znać powinien:)

Moja ocena -> 10/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *