Jakiś czas temu przez parę godzin zmuszony byłem do słuchania radia. Całe szczęście, że było to radio internetowe, dodatkowo jeszcze ustawione na jakąś stację hard rockową. Puścili tam „Alive”. W tym momencie ponownie przypomniałem sobie o zespole, którym kiedyś nieziemsko się jarałem a teraz totalnie o nim zapomniałem. Podobnie miałem kilka miesięcy temu w przypadku The Fundamental Elements Of Southtown i powrót do tego wydawnictwa niczego dobrego nie przyniósł. No ale dobra: od Satellite zacząłem przygodę z zespołem i kiedyś album ten wchodził mi w całości praktycznie bez zastrzeżeń. Może coś z tego jeszcze zostało? Po części tak. „Alive” nadal jest cholernie nośny i chwytliwy. Niczego nie stracił też jeden z moich płytowych ulubieńców – „Anything Right”. Nadal ciekawe są „Set It Off” i „The Messenjah” z dużą dawką mocy. Ale prawdziwą petardą na Satellite był, jest i będzie „Without Jah, Nothin'”, którego stylistykę można by podciągnąć momentami pod hardcore. Przyjemnie słucha się też „Ridiculous” chociaż tutaj ciężaru trzeba by szukać z lupą. Podobnie jest w przypadku „Celestial” i „Guitarras de Amour” – dwóch przerywników muzycznych. Te spokojne instrumentale fajnie uzupełniają krążek i dają chwilę wytchnienia tym, dla których nu metal jest ciężką muzyką;) Przerywniki te spełniają swoją rolę zdecydowanie lepiej niż ich poprzednicy na TFEOS. Tam mieliśmy do czynienia z jakimś pomieszaniem z poplątaniem – tu jest prosto ale konkretnie. Jedziemy dalej. Totalnie wypalił się „Youth Of The Nation”. Kiedyś ten utwór uwielbiałem ale wielomiesięczne katowanie go we wszelkiego rodzaju mediach sprawiło, że przejadł się i to przesycenie trzyma mnie nadal po ponad 10 latach od premiery Satellite. A co z resztą? Kiedyś fajnie się tego słuchało, wszystko stanowiło jedną – świetną całość. Dziś widzę fajne momenty chociażby w „Ghetto” czy też „Masterpiece Conspiracy”. Podkreślę jeszcze raz – momenty. Jako całość nie porywają. Podobnie jak „Boom”, utwór tytułowy, „Portrait” i „Thinking About Forever”. Przelatują sobie na głośnikach nie pozostawiając po sobie żadnych przemyśleń i odczuć. W zasadzie mogłoby ich nie być. Efekt tego wszystkiego jest taki, że Satellite jest kolejnym nu metalowym krążkiem, który średnio poradził sobie z próbą czasu. To co kiedyś świeciło jasno niczym Słońce dziś przygasło i ma tylko momenty przebłysków. TFEOS i Satellite od zawsze uważałem za najlepsze wydawnictwa w dorobku P.O.D. zatem do kolejnych krążków nie robię chyba nawet podejścia;) Chociaż moja przygoda z zespołem skończyła się bodajże na Payable On Death, później kojarzę już tylko fragmenty i to też przez mgłę – znaczy się, że nie były warte uwagi;)
Moja ocena -> 6/10
Fakt – ponadczasowe to nie jest, ale parę kawałków im wyszło. Za mną chodziły kiedyś: Alive i Youth Of The Nation. Ten pierwszy miał efekciarski klip, ten drugi całkiem ciekawy. W sumie numer z mocnym przesłaniem.
Przyznaję rację, że zespół ukazujący mocne brzmienie i przesłanie:) Do siebie zapraszam na kursy muzyczne i informatyczne – większość za darmo. Polecam!!!
Zacznę od tego, że mam 35 lat i za ch#ja nie zgadzam się z powyższą recenzją, a mój wiek stanowi o tym, iż mój post to słowa w pełni ukształtowanego Słuchacza. Rock 'n’ Rolla słucham od 4-go roku życia aż do teraz i bez mrugnięcia okiem stwierdzam, że NU-METAL jest pie#dolonym SZCZYTEM MUZYCZNEJ EWOLUCJI, bo oferuje mnogość doznań artystycznych dzięki (z)łamaniu skostniałych ram Metalu! Znam Rock 'n’ Rolla od Janis Joplin (lata 60.) po Nu-Metal (lata 90. & 00. zwane przeze mnie „Nowa Erą”) i to właśnie tego ostatniego słucham najwięcej – ba, więcej aniżeli kiedykolwiek wcześniej! Ciężkie wiosła w połączeniu z syntezatorami, skreczami czy beat-maszyną? No problemo! Śpiew idący w parze z rapowaniem i krzykiem lub wszystko naraz? Ku#wa, jasne! To bezapelacyjnie lepsze od nieustannej młócki w postaci Extreme Metalu (Death, Grind, Thrash, Black, Doom), który porzuciłem całkowicie w ch#j! Dlatego strasznie wku#wia mnie umniejszanie temu, co się działo na przełomie tysiącleci, bo to najlepsze co spotkało Muzykę Rozrywkową bez 2-óch zdań! Limp Bizkit, Drowning Pool, KoRn, P.O.D., Deftones, G//Z/R , Static-X, Fear Factory, Die Krupps i wielu innych – to je#ane Legendy! [][][][][][][][][][][][][][][][][] Natomiast co się tyczy P.O.D. to większość ich płyt jest za#ebista, bo od „Snuff The Punk” aż do „Testify”, a potem jeszcze „Murdered Love” – co daje imponujący wynik 7 udanych wydawnictw, podczas gdy pozostałe 3 to gó#niana padaka. Do tego „Satellite” wraz z „Testify” to niezaprzeczalnie ich opus magnum: obłędnie doskonałe arcydzieła, po prostu oszlifowane diamenty! Tak więc to pie#dolenie jakoby „skończyli się na <>” – można wypie#dolić w kosmos! Tyle z mojej strony. NU-METAL NA WIEKI!!! Pozdro.