Chyba każdy z nas na przełomie wieków przeżył chwilową fascynację nu metalem. We wszystkich środkach przekazu można było usłyszeć Limp Bizkit, Linkin Park czy też Korna. Swoje 5 minut miała też ekipa P.O.D., której „Alive” i „Youth Of The Nation” podbiły listy przebojów – w sumie to nic dziwnego, bo to bardzo dobre utwory. Jednak moda na nu metal przeminęła równie szybko, jak się pojawiła.
Linkin Park uciekł w inne rejony muzyczne, o Limp Bizkit trudno cokolwiek powiedzieć. W zasadzie tylko Korn utrzymuje jako taką popularność i stara się oscylować w rejonach reprezentowanych przez siebie około 20 lat temu. Na fali sukcesu nie udało się również utrzymać ekipie P.O.D., która – chyba na przekór wszystkim i wszystkiemu – nadal istnieje i nagrywa nowe albumy. Trudno uwierzyć, że wydany parę tygodni temu „Circles” jest 6. longplayem, wydanym od czasu „Satellite”, czyli swego rodzaju opus magnum zespołu.
W późniejszym okresie trafiały się pojedyncze, fajne fragmenty, ale było ich niewiele – z każdym kolejnym albumem coraz mniej. Gdzieś w okolicach „Testify” moje zainteresowanie tym zespołem zniknęło – kolejne albumy przechodziły bez echa i nie miałem najmniejszej ochoty do nich wracać. Mimo wszystko przy okazji każdej kolejnej premiery próbowałem się do nich przekonać. Nie inaczej było w tym przypadku.
Po przesłuchaniu „Circles” byłem w lekkim szoku, ponieważ ekipie P.O.D. udało się nagrać naprawdę fajny materiał, chyba najbardziej wciągający od co najmniej 15 lat – a przynajmniej taki, którego słucha się bez zażenowania.
Już sam początek zapowiada się bardzo obiecująco. „Rockin’ With The Best” to stary dobry P.O.D., a sam utwór można uznać za godnego następcę otwieracza „Satellite” czyli „Set It Off”. Na fali wznoszącej utrzymujemy się w rockowym pocisku „Always Southern California”, który jest nadzwyczaj przebojowy i kilkanaście lat temu mógłby stać w jednym szeregu z „Alive” czy „Youth Of The Nation”.
Pierwsza gwałtowna zmiana klimatu następuje w utworze tytułowym: delikatnym, w którym zdecydowanie bardziej wyraźna jest rapowana warstwa wokalna. Do tego dochodzi bardzo charakterystyczny refren (po kilkunastu przesłuchaniach jestem niemal pewien, że podobny gdzieś już słyszałem). Cięższy fragment pojawia się dopiero w drugiej połowie utworu, ale i tak nie zaburza delikatnego wydźwięku całości.
Zdecydowanie bardziej gitarowo robi się w „Panic Attack”, który brzmi jak hybryda Limp Bizkit, w której maczał palce Tom Morello. Podobne odczucia mogą pojawić się w przypadku „On The Radio”. „Listening For The Silence” brzmi jak utwór zagubiony w czasie sesji nagraniowej do „Satellite”. Swoim klimatem wywołuje wiele przyjemnych wspomnień z tamtego okresu i dzięki temu z miejsca staje się jednym z najmocniejszych fragmentów nowego wydawnictwa. Bardzo ciekawie wypada również „Soundboy Killa” – najcięższy fragment albumu.
Najbardziej oczywiste zastrzeżenia możemy mieć w zasadzie tylko do przesłodzonego do granic możliwości „Fly Away”. Nie powala również „Domino”, utrzymany w podobnej konwencji. Pozostałe 9 utworów z „Circles” wypada co najmniej przyzwoicie, dzięki czemu całości słucha się naprawdę przyjemnie – na tyle przyjemnie, że do nowego albumu od czasu premiery wróciłem już kilkunastokrotnie. Z pomocą „Circles” P.O.D. z pewnością nie podbije rynku muzycznego ani nie zdobędzie rzeszy nowych fanów, ale podbuduje reputację i zrekompensuje obecnym fanom lata muzycznego marazmu.
Całej płyty jeszcze nie słuchałem, ale dla mnie właśnie te słodsze nuty w „Fly Away” były fascynującą odskocznią od typowo „limpbizkitowych” gitar. Fajna recenzja. Dobrze, że ktoś o nich przypomniał. Pozdrawiam i zapraszam do siebie – Galaktyka Muzyki! Zachęcam również do dołączenia do grupy na Facebooku „Polskie blogi muzyczne”. 😉
Na Polskich blogach muzycznych jestem od lat;)
Ja tam na przełomie wieków miałem 7-8 lat, więc takiej fascynacji nie przeżyłem. A gdy już świadomie chłonąłem muzykę było parę lat po największej popularności tego gatunku 😉
nie zgodzę się z opinią autora dotyczącą wątpliwej jakości albumów nagranych po satellite. Proszę o ponowne zapoznanie się z poprzednim dokonaniem zespołu – „The awakening”, płytą kompletną i absolutnie genialną od początku do końca
Robiłem kilka prób – nie podchodzi;)