Kiedy ekipa Obscure Sphinx w październiku 2019 roku wchodziła do studia aby zarejestrować następcę „Epitaphs” nikt nie spodziewał się, że w przeciągu pół roku cały świat stanie na głowie. Nowy krążek do dziś nie ukazał się i mimo braku oficjalnych informacji obstawiam, że główną tego przyczyną jest szalejąca na świecie pandemia.
Czas oczekiwania na czwarty album w dyskografii zespół starał umilić się duetem „Thaumaturgies”. Są to wydawnictwa nagrane na żywo. Pierwszą część można w zasadzie uznać za standardową koncertówkę ponieważ jest to występ zarejestrowany w 2018 roku w warszawskiej Progresji. Jednak druga jest czymś zdecydowanie innym i wyjątkowym bo stanowi zapis ambientowych improwizacji, które powstały w tym samym roku.
„Thaumaturgy II” to ponad 55 minut muzyki podzielonej na 3 utwory. Wyjątkowość tego wydawnictwa objawia się tym, że bardzo daleko odbiega od dotychczasowej twórczości grupy ponieważ opiera się głównie o granie ambientowe, którego wspólnym mianownikiem z dotychczasowymi albumami jest budowanie niespokojnej atmosfery.
W odróżnieniu od wydawnictw studyjnych mniejsze pole popisu ma tutaj również Wielebna, której wokal stanowi w dużej części albumu jedynie dodatek, dopełnienie muzyki. Ale nawet w takiej konwencji sprawdza się wyśmienicie.
Okładka „Thaumaturgy II” zdaje się być fotografią fali wbijającej się w wybrzeże. Uczucie słuchania fal towarzyszy również słuchaczowi w początkowych minutach otwierającego album „Cold Waters”. Ten trwający prawie 20 minut moloch rozkręca się wyjątkowo powoli. Dopiero po kilku minutach do ambientowych dźwięków dołącza hipnotyczny motyw gitarowy i wokal Wielebnej stanowiący tutaj dodatkowy instrument. Atmosfera gęstnieje tu z każdą kolejną minutą jednak nie dochodzi do erupcji tylko gwałtownego wygaszenia.
Wokalistka zdecydowanie większe pole manewru ma w „Hope”. Pierwsze 3 minuty utworu zdają się być naturalnym przedłużeniem „Cold Waters”. To co następuje później może być sporym szokiem dla fanów zespołu. Nagle atmosfera robi się wyjątkowo delikatna, ponownie oparta o zapętlony motyw gitarowy.
Również tutaj atmosfera pęcznieje z minuty na minutę dając ujście w ostatnich kilkudziesięciu sekundach utworu. W czasie budowania napięcia cały czas towarzyszy nam wokal Wielebnej: czysty, klarowny i próbujący chyba uspokoić słuchacza w otoczeniu stale narastających niespokojnych dźwięków.
Po wybuchu „Hope” płynnie przechodzi w „Limbo”, które oparte jest o odwrotną konstrukcję i po erupcji na samym początku z każdą kolejną minutą gaśnie. Pierwsze kilka minut utworu najbardziej przypomina wcześniejszą twórczość grupy gdyby nie elektroniczny, bezduszny wokal wzbudzający spory niepokój. Ten w pewnym momencie urywa się i pierwsze skrzypce zaczyna odgrywać kolejny bardzo delikatny motyw gitarowy – bardzo podobny do tego z „Hope”. Na przestrzeni kilku minut towarzyszy mu Wielebna, która ma tutaj okazję popisać się umiejętnościami znanymi nam z twórczości studyjnej.
Po końcowych dźwiękach „Thaumaturgy II” Obscure Sphinx pozostawia słuchacza rozbitego i będącego w głębokim poczuciu tego, że wiele zostało niedopowiedziane. Bo z jednej strony muzyka tutaj zaprezentowana jest wyjątkowo hermetyczna i zdecydowanie nie dla każdego ale z drugiej: po końcowych dźwiękach „Limbo” miałoby się ochotę na jeszcze jeden utwór i kolejne kilkanaście minut magicznego klimatu zaprezentowanego na tym wydawnictwie.
Osobom, którym uda się przebić przez specyfikę „Thaumaturgy II” dostarczy wielu niezapomnianych chwil. Album ten wciąga w takim stopniu, że chce się do niego wracać praktycznie codziennie. I to najlepiej w całkowitej ciemności, z zamkniętymi oczami. Wtedy atmosfera drugiej części „Thaumaturgies” udziela się najmocniej. Piękny album, jeden z najciekawszych wydanych w tym roku, choć ewidentnie nie dla każdego.