Wielu fanów Ironsów uważa, że tej płyty w ogóle nie powinno być i ogólnie etap z Bayleyem to jedna wielka pomyłka. Mojej skromnej osobie chyba słoń nadepnął na ucho bo tak się akurat składa, że The X Factora bardzo lubię. Ba! Uważam nawet, że jest o wiele lepszy od 2 poprzedzających go krążków nagranych jeszcze z Dickinsonem na wokalu. Blaze to nie Bruce ale to chyba dobrze, nie? Gość ma głos zupełnie inny, ale też ciekawy. Poza tym Dickinson jakoś nie pasuje mi do tego repertuaru. A jaki jest X Factor? Przede wszystkim długi, można by tu przyciąć, tam skrócić i byłoby lepiej ale tak też jest dobrze. Te prawie 71 minut to 11 rozbudowanych kompozycji mieszczących się w przedziale 4-11 minut. Najkrótszy i zarazem najbardziej żywiołowy jest tutaj „Man On The Edge” – świetny, dynamiczny killer koncertowy. Reszta utworów utrzymana jest raczej w średnich tempach. Na tle bardzo równej całości najbardziej wyróżnia się albumowy otwieracz – 11minutowy „Sign Of The Cross”, w którym zespół brzmi jak kapela progresywna. Z pozostałej 9tki trudno mi wytypować najlepsze utwory – wszystkie lubię jednakowo i żaden z nich nie odstaje od reszty zarówno na + jak i na -. No ale jakby się uprzeć na chama to chyba wybrałbym trójkę: „Look For The Truth”, „Judgement Of Heaven” i „The Unbeliever” chociaż przy następnych przesłuchaniach ta trójka byłaby pewnie zupełnie inna. The X Factor to z pewnością nie najwyższa forma zespołu ale uznawanie go za syf jest dużym nadużyciem (zwłaszcza gdy tuż obok chwali się i wyżej ocenia No Prayer… i Fear Of The Dark co niejednokrotnie widziałem:). „Czynnik X” jest inny od poprzedników ale też ciekawy i na pewno warty poznania. Gdyby ten album nagrał inny zespół to myślę, że zupełnie inna – bardziej przychylna – byłaby też ocena krytyków. Na pewno wiele zespołów chciałoby mieć taki krążek w swojej dyskografii.
Moja ocena -> 8/10
Okres z Blazem na wokalu nie był raczej wybitny, ale mimo wszystko dosyć specyficzny i odmienny od tego co Ironi grali wcześniej i później. Wiadomo, że inny wokalista wymusił znaczną zmianę stylu, ale w kontekście tego albumu warto też wspomnieć, że okres nagrywania nie był najlepszym w życiu osobistym Harrisa, co także odbiło się na klimacie tworzonych wówczas kompozycjach. Mimo tego The X Factor to co najmniej kilka ciekawych kompozycji, które bronią się do tej pory, czego nie można powiedzieć już o zdecydowanie słabszym Virtual XI. Dla mnie najlepsze kawałki z tego krążka to oczywiście Sign of the Cross, a do tego Lord of the Flies.
No płytki z Bayleyem są zdecydowanie inne od reszty twórczości. X Factor moim zdaniem jest ich najpoważniejszym krążkiem w dyskografii i gdy np. porówna się go z niektórymi utworami z wcześniejszych albumów to te drugie brzmią tak jakby „dziecinnie”(nie wiem jak to dokładnie określić) np. wesołe, „skoczne” i radosne „Aces High” czy „Back In The Village”. Tam radość, dynamika, tu pełna powaga i zupełnie odmienny klimat.Obie wersje IM lubię. A Virtual XI też jest w porządku, dużo tam fajnych kompozycji tylko brzmienie zwalone. Za niedługo będę pisał o tym krążku.