Jeszcze nigdy fani Iron Maiden nie musieli czekać tak długo na nowe wydawnictwo swoich ulubieńców. Przez 6 lat mijających od premiery „The Book Of Souls” sporo się na świecie zmieniło. Można było zatem po cichu liczyć na zmiany również i w twórczości Anglików. Ci praktycznie od wydania ponad 20 lat temu „Brave New World” dają malkontentom wiele powodów do narzekania na to, że zespół ciągle gra to samo. I mimo bycia fanem twórczości Maidenów muszę przyznać, że jest w tym trochę racji.
Jednak pierwsza zapowiedź „Senjutsu” w postaci „The Writing On The Wall” mogła dawać nadzieje na spory powiew świeżości. Już sama otoczka związana z premierą utworu wzbudzała spore emocje. W Internecie pojawiły się zespołowe zapowiedzi, oficjalne odliczanie i wreszcie premiera na YouTube, gdzie tysiące fanów mogło w tym samym momencie słuchać nowego nagrania na bieżąco dzieląc się swoimi odczuciami. Te w miażdżącej większości były bardzo pozytywne. I nic dziwnego.
„The Writing On The Wall” skierował zespół z heavy metalowych torów w okolice hard rocka z elementami progresywnymi. Brzmi to na prawdę świeżo i interesująco. Mimo upływu lat za mikrofonem nadal bardzo dobrze radzi sobie Bruce Dickinson. Wisienką na torcie utworu jest refren: niesamowicie chwytliwy, wpadający w ucho już przy pierwszym przesłuchaniu i sprawiający, że „The Writing On The Wall” chce się przesłuchać kilkukrotnie.
Drugi utwór promujący nadchodzące wydawnictwo mógł w brutalny sposób sprowadzić marzycieli na ziemię. „Stratego” to przykład typowego maidenowego grania i to momentami nie najwyższych lotów. Średnio udane zwrotki, głównie w wykonaniu Dickinsona, ratują chwytliwe refreny, gdzie wokalista pokazuje zdecydowanie większą skalę swoich umiejętności, w drugiej części utworu pojawia się też całkiem fajna gitarowa solówka.
Ze względu na to, że „Stratego” nie porywa tak jak pierwsza zapowiedź, w czasie jego słuchania można skupić się na innych elementach. I w tym momencie bez problemu można było wyłapać, że ewidentnie coś tu nie gra. Chodzi tu o produkcję nagrania, która jest zwyczajnie nieudolna. „Stratego” jest płaski i przytłumiony przez co odebrana mu została cała dynamika i żywiołowość. Wiele osób narzekało na mastering „The Book Of Souls”. Muszę przyznać, że tamta robota w porównaniu ze „Stratego” wydaje się być branżowym arcydziełem. Po kilkunastu przesłuchaniach bez wahania można stwierdzić, że producent studyjnie zabił bardzo przyzwoite nagranie, które pewnie mocno zyska w czasie koncertów.
Z lekko mieszanymi uczuciami oczekiwałem dnia premiery drugiego z rzędu dwupłytowego wydawnictwa zespołu. „Senjutsu” zawiera o jeden utwór mniej od „The Book Of Souls” i jest od niego o krótszy o ponad 10 minut. Poza tym już na papierze widać sporo podobieństw głównie opartych o czas trwania poszczególnych kompozycji, dla których standardem jest spore przekraczanie 7 minut.
Całe „Senjutsu” można byłoby potraktować jak malkontent i stwierdzić, że to kolejny taki sam album Maidenów. I byłoby w tym bardzo dużo racji, ponieważ nowe wydawnictwo przynosi znikomą ilość zaskoczeń i składa się w większości z elementów, które doskonale znamy od wielu lat. I tak najkrótszy w zestawieniu „Days Of Future Past” to maidenowy standard żywszego grania, który z pewnością świetnie sprawdzi się na koncertach, zwłaszcza że ukazuje Dickinsona w bardzo dobrej formie.
Podobną rolę na krążku mógłby pełnić „Lost In A Lost World” gdyby skrócić go o połowę, eliminując kilka przydługich fragmentów. I tu dochodzimy do elementu, który z pewnością podzieli fanów i sceptyków. Podobnie jak w przypadku poprzednich kilku wydawnictw tak i na „Senjutsu” odnajdziemy sporo miejsc ciągnących się w nieskończoność, które właściwie prowadzą tylko i wyłącznie do tego, że najnowszy album nie mieści się na jednym krążku.
Głównie chodzi tu o trzy ostatnie utwory trwające łącznie prawie 35 minut. Jako wieloletni fan maidenów bez problemu jestem w stanie ich wysłuchać, ale jestem również w stanie zrozumieć osobę postronną, która w połowie pierwszego utworu z trójcy stwierdzi, że większe emocje są na grzybach, a tu zwyczajnie panuje nuda i przeciągane w kółko fragmenty zachęcają bardziej do spania niż słuchania.
I właśnie to przeciąganie obok wtórności i totalnie spartaczonej produkcji i można uznać za największą bolączkę „Senjutsu”. Wieloletni fani zespołu do pierwszych dwóch zarzutów zdążyli się już przyzwyczaić i mogą je spokojnie skreślić. Jednak obok tej nieszczęsnej produkcji nie da się przejść obojętnie. Nie wiem jak ludzie z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem w nagrywaniu muzyki mogli stwierdzić, że ostateczny efekt ich prac brzmi fajnie.
Jednak odstawiając brzmienie na boczne tory można stwierdzić, że „Senjutsu” będzie dla fanów Maidenów kolejnym co najmniej bardzo dobrym wydawnictwem zespołu. Sceptykom nowy album dostarczy argumentów do tego by stwierdzić, że Brytyjczycy odgrzewają kotlety. Z kolei osoby postronne takimi utworami jak „The Parchment” czy „Death Of The Celts” ciężko będzie zachęcić do poznania wcześniejszej twórczości zespołu.
Moja ocena „Senjutsu” opiera się na wartości muzycznej wydawnictwa ale też w bardzo dużym stopniu na pewnego rodzaju sentymencie budowanym przez wiele lat. Zatem jeśli jakimś cudem nie znasz Iron Maiden to od oceny możesz odjąć jedno oczko, sceptycy spokojnie mogą uciąć co najmniej dwa;)
Na koniec warto wspomnieć o bardzo ładnym wydaniu Deluxe, które jest tylko o kilka złotych droższe od zwykłego plastikowego pudełka, a przenosi album do klasy premium.
Tę recenzję oceniam na 3/10