Najnowszy album polskiej legendy jest wyjątkowy co najmniej pod kilkoma względami. Najdłuższa studyjna przerwa – trwająca 7 lat – zaowocowała najkrótszym wydawnictwem w dotychczasowej dyskografii Dezertera. „Kłamstwo To Nowa Prawda” trwa niespełna 27 minut i jest bez wątpienia najbardziej agresywnym wydawnictwem zespołu od wielu lat.
Trzeba przyznać, że przez 7 lat od wydania „Większy Musi Zjeść Mniejszego” trochę się w naszym kraju wydarzyło. Żalu, goryczy i zwyczajnego wkurwienia skumulowało się tyle, że nowy album przynosi sporo świetnych fragmentów, jednych z najlepszych nagranych przez Warszawiaków w tym tysiącleciu.
Już na samym początku – w utworze tytułowym – zespół w wyraźny sposób daje do zrozumienia, że nie jest zadowolony z obecnego stanu rzeczy jednocześnie namawiając do oporu: „kiedy przemawiają kłamstwa, krzycz – milczenie jest zbrodnią”.
Najmocniejszy fragment albumu następuje tuż po tym – „Punkt bez odwrotu” zarówno muzycznie jak i tekstowo strzela w pysk słuchacza. Bez wątpienia jest to jeden z najlepszych utworów Dezertera nagranych od czasów „Ziemia Jest Płaska”. Niewiele ustępują mu „Wszystkie lęki świata” i „Odwet” z równie mocnym przekazem ale odrobinę lżejszą warstwą muzyczną.
Przed premierą albumu ukazały się dwie zapowiedzi: tytułowa oraz „Dzień Dobry, Dzień Zły”. Zwłaszcza ten drugi wywołał spore poruszenie w Internecie generując szereg skrajnych opinii. Jedni wychwalali Dezertera za podjęcie rękawicy i napiętnowanie coraz mocniej nagłaśnianego tematu.
Po drugiej stronie barykady pojawiły się negatywne komentarze i wielkie zdziwienie z powodu tego, że antysystemowy zespół staje okoniem przeciwko coraz bardziej spaczonemu i zwyrodniałemu systemowi. Podobne zdziwienie pojawiało się w przypadku utworu „Brunatny”, w którym Dezerter w jasny sposób daje do zrozumienia co sądzi o pewnej ideologii.
Wszystkie te mocne fragmenty „Kłamstwo To Nowa Prawda” przeplatają się z rzeczami robiącymi mniejsze wrażenie czyli „Zegar Zagłady”, „Idziemy Po Was” i „Izolacja”. I w tym momencie do słuchacza dociera, że to już koniec. Te niespełna 27 minut grania pozostawia spory niedosyt, chęć dobrnięcia chociaż do 30-35 minut czasu trwania.
Historia zna albumy krótsze – chociażby z podobnego podwórka może to być trwający 26 minut „No Control” Bad Religion. Ale tak jak dzieło Amerykanów można uznać za kompletne tak tutaj ma się wrażenie słuchania bardzo udanego ale jednak szkicu. Szkic ten zawiera sporo świetnych ale też i mniej udanych fragmentów. Jednak pozostawia po sobie ogólne dobre wrażenie i daje nadzieję na to, że Dezerter nagra jeszcze sporo dobrego materiału. Niestety obecne czasy dają do tego spore pole manewru…