Po wydaniu „świętej trójcy” losy Bad Religion bywały różne. Czasem wydawali płyty genialne, czasem troszkę mniej, trafiały się też rzeczy przeciętne i takie, których mogłoby w ogóle nie być. Aż tu nagle przyszedł 2002 rok a wraz z nim The Process Of Belief – album, którym zespół udowodnił, że wciąż ma dużo do powiedzenia i zaoferowania. Wszystko zaczyna się świetnie. Pierwsze trzy utwory: „Supersonic”, „Prove It” i Can’t Stop It” trwają łącznie niewiele ponad 4 minuty. Mamy tu powrót do starych dobrych czasów czyli: szybko, krótko, zwięźle i na temat. Dalej album jakoś ekstremalnie nie zwalnia. Słuchamy krążka przez niecałe 12 minut a tu już 7 utwór z track listy – „Kyoto Now!” – pierwsza rzecz, która przekracza 3:00 na liczniku. I to jaka rzecz. Mamy tu do czynienia ze świetnym połączeniem wolnego wstępu z dalszym – szalonym galopem. Do tego dochodzi bardzo „nośna” i dyskusyjna tematyka no i otrzymujemy jeden z najciekawszych utworów na płycie. Zaraz po nim na krążku umieszczony jest „Sorrow”, który jest zupełnie z innej beczki: zdecydowanie spokojniejszy, może trochę naiwny ale w nieszkodliwy i na pewno nie obciachowy sposób. Kawałek jest nieziemsko nośny no i chcąc nie chcąc wpada w ucho. Podobnie jak refreny w kolejnym utworze „Epiphany” – te kojarzą mi się z szantowymi zaśpiewami. Powyższe grono ponad 3minutowych utworów uzupełniają „The Defence”(który zasadniczo niczym się nie wyróżnia) oraz „Bored And Extremely Dangerous”(tu jest już zdecydowanie ciekawiej: szybko, dynamicznie z krótką przerwą w środku). Pozostałe utwory to rzeczy zdecydowanie krótsze. Cały The Process Of Belief trwa ok.37 minut przy 14 utworach co daje lekko ponad 2,5 minuty na kawałek. Rzeczy trochę spokojniejsze i wolniejsze przeplatają się z petardami w stylu „Destined For Nothing”, „Materialist”, pierwszą trójką czy w mniejszym stopniu chociażby „Evangeline”. Według mnie nie ma tu rzeczy, której zespół powinien się wstydzić – a na poprzednich wydawnictwach nie raz się takie kwiatki zdarzały. The Process Of Belief ani na chwilę nie schodzi poniżej pewnego poziomu i bez dwóch zdań jest najlepszym albumem Bad Religion wydanym w tym stuleciu.
Moja ocena -> 9/10