Na przestrzeni ostatnich lat wielokrotnie wspominałem o mojej dawnej przygodzie z polskim hip hopem: o tym, że to już przeszłość i dziś tylko Łona z Webberem, OSTRy i Eldo są w stanie przyciągnąć moją uwagę. I że nawet na ich wydawnictwa nie czekam z niecierpliwością tylko sięgam po jakimś czasie – bardziej z sentymentu do dawnych czasów niż czystej ciekawości.
No i faktycznie z OSTRym i Eldo tak jest. Jeśli natomiast chodzi o reprezentantów Szczecina to kilka tygodni temu zdałem sobie sprawę z tego, że każdy ich kolejny album wywołuje u mnie reakcję podobną jak u psa Pawłowa.
Twórczość Łony poznałem w czasach „Koniec Żartów”. Niecierpliwie tupałem nogą w oczekiwaniu na premierę „Nic Dziwnego”, to samo miałem przy „Absurd I Nonsens”, „Insert EP”, „Cztery i Pół”. Niedawno po raz kolejny przyłapałem się na tym cholernym odliczaniu dni do premiery… Czas płynie wtedy wolniej niż zazwyczaj. W przypadku „Nawiasem Mówiąc” i tak miałem ułatwione zadanie bo preorder przyszedł do mnie dzień przed premierą. A jeszcze jakiś czas temu myślałem, że może tym razem będzie inaczej niż zwykle – pierwsza zapowiedź albumowa w postaci „Nie Mam Pojęcia” podeszła mi średnio ale już dwie kolejne: „Hałas!” i „Błąd” sprawiły, że podobnie jak 15 lat temu miałem na gębie banana od ucha do ucha.
Z każdym kolejnym krążkiem Łona i Webber zaskakują mnie i wtedy stwierdzam, że premierowy materiał to na pewno apogeum ich możliwości i już niczym nie będą w stanie mnie zagiąć. No i z każdym kolejnym krążkiem muszę przyznać, że byłem w błędzie. Nie inaczej jest i tym razem. Łona stworzył dziesiątki genialnych wersów, które są w stanie wyryć się w pamięci już przy pierwszym przesłuchaniu. Standardowo do czynienia tu mamy z niesamowitą umiejętnością obserwacji polskiej codzienności wymieszaną ze storytellingiem i kilkoma innymi błyskotliwymi wariantami („Doklej Plakat” – najbardziej oryginalne „love story” w historii muzyki;) ).
Nie ma sensu skupiać się na poszczególnych utworach i analizować ich tekstów. Każdy powinien sam ich posłuchać, przeanalizować, wyłapać smaczki (ode mnie wieeeeelki plus za nawiązanie do Beastie Boys w „Fśśt”), zrozumieć metafory i odnaleźć drugie dno. Smaczki różnego rodzaju pojawiają się nie tylko w tekstach – wystarczy obejrzeć teledysk do utworu „Błąd” i poszukać kilku ciekawostek. Niby są to małe rzeczy ale sprawiają, że odbiór Szczecinian jest jeszcze bardziej pozytywny.
Inna sprawa to podkłady Webbera, który chyba nigdy nie przejmował się jakimikolwiek trendami. Na „Nawiasem Mówiąc” wybitnie to słychać – jeszcze nigdy nie było tak „radykalnie”, specyficznie i oryginalnie. Nie sposób przejść obojętnie obok dźwięków płynących z głośników w „Woodstock ’89”, „Znowu Nic” czy też „Co Tak Wyje?”. Instrumentale (dodawane do preordera) to na pewno nie krążek do katowania na co dzień ale dźwięki stworzone przez Webbera idealnie współgrają z głosem i tekstami Łony. A takie utwory jak „Gdzie Tak Pięknie”, „Błąd” czy genialny „Znowu Nic” z biegu wejdą do klasyków duetu.
Mamy dopiero końcówkę kwietnia a Łona i Webber bezczelnie wskoczyli na tron w kategorii „Najlepszy polski album hip hopowy 2016 roku”. I obstawiam, że nikt nie będzie w stanie ich z tego tronu zepchnąć – nawet „Życie Po Śmierci”, które ukazało się jakiś czas temu. „Nawiasem Mówiąc” to album cholernie inteligentny, przemyślany i praktycznie pozbawiony wad. Jednocześnie jest to mocny kandydat do polskiej płyty roku bez podziału na gatunki. Jako Szczecinianin jestem dumny, że ten materiał – „kolejny najlepszy album w dyskografii Łony i Webbera” powstał akurat w moim mieście;) Mam tylko nadzieję, że na kolejny krążek poczekamy zdecydowanie krócej niż 4,5 roku.
„sprawdź czy wciąż nie widzą po za sobą świata!”