Beastie Boys – Hello Nasty

beastie boys hello nastyBB poznałem na fali popularności tego krążka, zwłaszcza utworów „Intergalactic” i „Body Movin” (szczególnie remixu Fatboy Slima z genialnym teledyskiem – koniecznie trzeba go zobaczyć!). W pierwszej kolejności zażyczyłem sobie „od Mikołaja” ich Antologię. Jakiś czas później, już w pełni świadomie, kupiłem sobie Hello Nasty. Czemu akurat ten krążek? Bo jest najlepszy? Najciekawszy? Nie, był akurat na stanie w hipermarkecie;) Pierwsze co rzuca się w oczy to ciekawe wydanie – rozkładany digipak bez jako takiej książeczki (wszystko jest wydrukowane na digipakowej tekturze). Ładnie to wygląda, problem jest natomiast z tekstami. Zespół zrobił sobie jaja i wrzucił całą warstwę słowną z tego krążka jednym ciągiem. W sumie śmiesznie tylko weź tu coś znajdź konkretnego… Druga rzecz rzucająca się w oczy – dodatkowy krążek z 4 utworami – zasadniczo nic ciekawego. Przechodzimy do teści właściwej. Hello Nasty to zdecydowanie najbardziej rozbiegana pozycja w dyskografii grupy. Nie ma tu tylko ciężaru znanego z poprzednich 2 albumów (np. „Heart Attack Man” z Ill Communication). Poza tym jest tu praktycznie wszystko: Beastie Boys w wersji tradycyjnej („Body Movin”, „Three MC’s…”, „The Negotiation Limerick File” itp.), elektronicznej („Remote Control”, „Intergalactic”, „Electrify”, „Grasshopper Unit” itp.). Do tego dochodzą fajne „żywe” instrumentale („Sneakin’ Out The Hospital”, „Song For Junior” itd.), coś na spokojnie („I Don’t Know”, „Song For The Man”), a nawet raggae („Dr. Lee, PhD”) i coś na wzór brazylijskiej telenoweli (przerywnik po „The Move”). Wszystko to razem tworzy wybuchową mieszankę, coś na kształt śledzika z bitą śmietaną i polską surową zapitego wódką z Kubusiem. I niby z początku wygląda to niestrawnie ale jak wyśmienicie wchodzi (chociaż w tym wypadku ten śledzik to może niezbyt dobry przykład:). W każdym razie płyty słucha się bardzo dobrze. Nie przeszkadza nawet to, że mamy tu 22 kawałki i krążek napchany jest prawie po brzegi. Pełno tu utworów, które już podczas pierwszego przesłuchania wpadają w ucho, jest tu też kilka BBoysowych klasyków i pełno innych smaczków. Świetny album chociaż mają w dorobku kilka lepszych.

Moja ocena -> 9/10

2 myśli nt. „Beastie Boys – Hello Nasty”

  1. „patrz jak ktoś spieprzył teksty”
    „no, nie wiadomo gdzie koniec utworów”
    Tak kiedyś w empiku wyglądała moja dyskusja z kumplem nad tą płytą 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *