Adam Yauch (1964-2012)

adam yauchKiedy w czerwcu zeszłego roku powstawał ten blog nie zakładałem, że wystarczy mi tyle samozaparcia i motywacji by go systematycznie prowadzić. Myślałem o nim raczej w formie chwilowej zabawy, czymś nowym, eksperymencie. Dziś rolowy ma na liczniku ponad 120 wpisów i podjeżdża pod 10 000 odwiedzin. Z założenia miałem się tu skupiać na moich wyprawach rowerowych, górskich (książki i seriale doszły później i nadal są traktowane po macoszemu) oraz przede wszystkim na recenzjach muzycznych, moich ulubionych(i nie tylko) płytach. Innych opcji raczej nie przewidywałem.

Dwa dni temu opisałem tu moje przemyślenia na temat Hot Sauce Committee Part Two. Niecałe 24 godziny później okazało się, że walkę z rakiem przegrał Adam Yauch – człowiek orkiestra: raper, muzyk, reżyser itp. W tym momencie zakończył się pewien etap w historii muzyki. Etap, w który Beastie Boys mieli bardzo duży wkład. Przez ponad 30 lat istnienia zahaczyli oni o wiele gatunków muzycznych, w niektórych byli prekursorami. Stali się mentorami i wzorem do naśladowania dla wielu młodych i starych artystów. Stworzyli kilka klasyków gatunku i mnóstwo hitów, z których chociaż kilka na pewno wszyscy kojarzą (kto nie zna „Fight For Your Right” albo „Intergalactic”?). Zmontowali też mnóstwo specyficznych, często abstrakcyjnych i absurdalnych teledysków, m.in. dzięki nim przylgnęła do nich etykieta wiecznych jajcarzy i dorosłych dzieciaków. Moja przygoda z zespołem zaczęła się pod koniec lat 90tych. Pierwszym zakupem była wydana w 1999 antologia na kasetach. Smarka z podstawówki nie było wtedy jeszcze stać na wersję CD. Tę nabyłem dopiero kilka lat temu. Po antologii były już same krążki: Hello Nasty, Ill Communication itd. Każdy z nich był setki razy gościem w moich kolejnych odtwarzaczach, w formie elektronicznej również w kolejnych telefonach. Mimo, że wolę cięższe brzmienia to Beastie Boys był wyjątkiem, jednym z niewielu zespołów „nierockowometalowych”, które towarzyszyły mi podczas dorastania i są ze mną do dziś. Chociaż w ostatnich latach to uwielbienie malało i do ich dyskografii wracałem rzadziej to i tak nadal darzę ich olbrzymim sentymentem. Śmierć MCA jest prawdopodobnie równoznaczna z zakończeniem pięknej historii BBoysów. Przynajmniej mam taką nadzieję, że Mike D i Ad Rock uszanują swojego przyjaciela i nie będą ciągnąć tego dalej tak jak to ma w ostatnich latach miejsce z moim ukochanym Queenem. Jeśli będą chcieli kontynuować działalność to lepiej pod innym szyldem. Sceną hip hopową od wielu lat się nie interesuję, czasem mi się zdarzy przypadkiem w TV zobaczyć jakiś teledysk czy usłyszeć w radio jakiś nowy „przebój” w wykonaniu „wielkich” raperów, gwiazd za dychę. Dochodzę wtedy do wniosku, że scenie muzycznej i wielu ludziom będzie bardzo go/ich brakować, podobnie jak Guru z GangStarra. Dobrze, że zostawili po sobie kupę świetnej muzyki, której nikt nam nie zabierze…

[youtube http://www.youtube.com/watch?v=NpsvBvwRuf0&w=420&h=315]
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=uvRBUw_Ls2o]
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=z5rRZdiu1UE&w=420&h=315]

Jedna myśl nt. „Adam Yauch (1964-2012)”

  1. 🙁 Dawno dawno temu w wiejskiej dyskotece „Havana” w Rokicie zamawiałem u didżeja regularnie „No sleep to Brooklyn”. Niewielu zostawało na parkiecie. A potem genialny „Sabotage”.

    Posłucham sobie dzisiaj BB ku pamięci. 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *