Minsk to jeden z wielu zespołów, na które natrafiłem drążąc. Szukając czegoś nowego przekopywałem zasoby Sputnik Music. Tak wpadłem na Intronaut, Callisto i jeszcze kilka innych grup. Przy którejś z nich jako podobne granie zasugerowało mi właśnie Minsk. Z początku zaintrygowała mnie nazwa. Tak właśnie – wzięła się od tego z czym nam się ewidentnie kojarzy;) Gdyby nazywali się inaczej to pewnie bym odpuścił bo akurat był to czas z dużą kumulacją nowego grania. Ale na szczęście coś mnie tknęło i odpaliłem losowy utwór na YT. Niecały tydzień później ich najnowszy album (z 2009 roku) stał już u mnie na półce. Dlaczego akurat With Echoes In The Movement Of Stone? A to z takiego powodu, że jest to album najłatwiej dostępny i najtańszy. Zatem co takiego ciekawego gra ekipa z Peorii, Illinois, USA? Osobiście określiłbym to jako połączenie muzyki progresywnej ze sludge i post metalem. Czytaj dalej Minsk – With Echoes In The Movement Of Stone
Archiwa tagu: sludge
Intronaut – Valley Of Smoke
Na pudełku od Valley Of Smoke umieszczono nalepkę z następującym tekstem: „For fans of Mastodon and Baroness”. Co ciekawe ekipa Intronaut zadebiutowała pełnoprawnym albumem rok wcześniej niż Baroness i ma na koncie jeden album więcej. Mastodon ze swoimi 5 krążkami i debiutem w 2002 roku jest tutaj poza zasięgiem. Wracamy do naklejki: faktycznie Intronaut nie zdobył takiej popularności jak pozostałe dwie ekipy ale jedno jest pewne: ani Baroness ani tym bardziej Mastodon nigdy nie stworzyły podobnej, fantastycznej atmosfery jaka panuje chociażby właśnie na Valley Of Smoke. W tym aspekcie Intronaut jest poza zasięgiem. Wykręcony/pokręcony klimat kojarzący się ze światem zaprezentowanym na okładce jest nie do podrobienia. Sielankowy nastrój, idealny do niczym nieskrępowanego lenistwa przeplata się tutaj z momentami podnoszącymi ciśnienie. Czytaj dalej Intronaut – Valley Of Smoke
Pelican – Australasia
Australazja – obszar w którego skład wchodzi Australia, Nowa Zelandia, Nowa Gwinea oraz mniejsze wyspy położone w ich okolicach. Jest to również tytuł debiutanckiego albumu amerykańskiego zespołu Pelican. Krążek miał swoją premierę w 2003 roku a sam zespół powstał 3 lata wcześniej w Chicago. Pelican tworzy muzykę z pogranicza sludge-, stoner-, post- metalu a cały haczyk polega na tym, że jest to granie wyłącznie instrumentalne. Tak właśnie – przez lekko ponad 50 minut nie usłyszymy tutaj żadnego słowa. Ale w żadnym wypadku nie jest to wada. Muzycznie Pelican ma tyle do zaoferowania, że nie ma praktycznie czasu na zawracanie sobie głowy tym mało istotnym szczegółem;) Z resztą w tych klimatach (głównie post metal) „pierwsze skrzypce” odgrywają właśnie dźwięki a nie słowa, które najczęściej są tylko dodatkiem do warstwy instrumentalnej. Czytaj dalej Pelican – Australasia
Intronaut – Habitual Levitations
Intronaut to jedno z moich nowszych odkryć ze świata sludge i post metalu. Ich najnowszy krążek, czyli właśnie Habitual Levitations, jest w mojej kolekcji już dość długo ale bardzo dużo czasu zajęło mi jego rozgryzienie. Dziś – kiedy to już (chyba) wiem co autorzy mieli na myśli – mogę bez żadnych wątpliwości powiedzieć, że to jeden z najbardziej intrygujących albumów tego roku. Ekipa Intronaut żyje chyba we własnym świecie, oderwanym od rzeczywistości, hermetycznym ale jednocześnie magicznym i porywającym. I właśnie taki klimat muzycy uwiecznili na tym wydawnictwie. Słuchając go człowiek faktycznie zaczyna nałogowo lewitować. Trzeba jednak poświęcić te 51:17 tylko i wyłącznie temu krążkowi. Słuchanie go w tle również może dostarczyć wielu doznań ale człowiekowi ulatują i umykają niektóre smaczki. A tych jest tu pełno. Czytaj dalej Intronaut – Habitual Levitations
Isis – Celestial
Zakup dyskografii Isis był dla mnie strzałem prawie że totalnie w ciemno. Zdecydowałem się na niego po jednokrotnym przesłuchaniu albumu Panopticon w sieci. Album wgniótł mnie w fotel i doszedłem do wniosku, że muszę mieć jego i resztę. Zwłaszcza, że oceny w różnych serwisach muzycznych były podobne – bardzo pozytywne. Pierwsze przesłuchanie ich debiutu było dla mnie nie lada szokiem. Panopticon w zestawieniu z Celestial wydaje się być grzecznym, niewinnym dzieckiem. Ten drugi to dzieło zdecydowanie koneserskie – dla wybranych. Ale ci koneserzy, rzesza wybranych, powinna być bardzo zadowolona z efektu prac Isis. Jest to dzieło destrukcyjne, miażdżące. Tak jak na późniejszych krążkach granie agresywne jest wplatane między przeważające spokojne fragmenty tak tutaj ten spokój jest tylko niewielką częścią pośród muzyki totalnej. Czytaj dalej Isis – Celestial
Kylesa – Ultraviolet
Wśród powiększającej się rzeszy zespołów od jakiegoś czasu coraz modniejsza staje się nowa tradycja – wypuszczania do sieci streama nadchodzącego nowego wydawnictwa. Niektóre kapele zachęcają do kupna nowego krążka prezentując urywki nowych utworów(chyba najczęściej po 30sek), inni idą na całość i ujawniają wszystko. Z takiego założenia wyszła Kylesa publikując w formie elektronicznej Ultraviolet na kilkanaście dni przed premierą. Zawsze mam dylemat odnośnie takiej formy odsłuchu nowych nagrań. Z jednej strony to fajnie – człowiek wie z czym ma do czynienia, nie kupuje kota w worku, może zrezygnować z inwestycji w wypadku gdy nowe nagrania nie odpowiadają oczekiwaniom. Czytaj dalej Kylesa – Ultraviolet
Black Tusk – Set The Dial
Set The Dial to jak do tej pory najnowsze dziecko Black Tuska – krążek wydany w 2011 roku. Pierwsze o rzuca się w oczy to inna stylizacja okładki. Niby to ten sam Baizley co zwykle ale jednak inny, brudny, bardziej oszczędny w formie i kolorach. Zdecydowanie wolę jego inne prace chociaż ta też ma w sobie coś intrygującego. Przechodzimy do muzyki. Odpalamy krążek i już na starcie atakuje nas niespełna 2minutowy instrumentalny „Brewing The Storm”. Rzecz bardzo przyjemna, oswaja słuchacza z tym co nastąpi już za chwilę. A to coś zaczyna się od „Bring Me Darkness” – utworu, który spokojnie można by wsadzić na Taste The Sin – idealnie by tam pasował. Podobnie sytuacja przedstawia się w przypadku „Ender Of All”, „Carved In Stone” i jeszcze paru innych utworów. Pojawia się tu też parę eksperymentów, kawałków utrzymanych w jakby troszkę innej stylistyce. Weźmy np. „Mass Devotion” – jest to rzecz zdecydowanie wolniejsza, z początku spokojna, stonowana, dopiero w drugiej części Black Tusk pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Czytaj dalej Black Tusk – Set The Dial
Black Tusk – Taste The Sin
Przeczytałem gdzieś, że okładka najlepiej oddaje to z czym mamy do czynienia na tym wydawnictwie. W sumie racja ale nie wszyscy wiedzą kto to jest John Baizley, nie znają jego twórczości „okładkowej” jak i muzycznej więc szybkie wprowadzenie. Black Tusk to ekipa 3 typów z Savannah, obracających się w klimatach sceny sludge metalowej. Czyli tacy kolesie Baroness, Kylesy oraz Mastodona(ze szczególnym naciskiem na Kylesę, Baroness i Mastodon to trochę inna bajka). Taste The Sin to ich drugi album w dotychczasowej 3-longplayowej dyskografii. Na fali fascynacji sludge’em sięgnąłem po ich płyty, zacząłem właśnie od tego krążka. Zaczyna się niepozornie – „Embrace The Madness” ma kilkunastosekundowe delikatne wprowadzenie. Czytaj dalej Black Tusk – Taste The Sin
Kylesa – Static Tensions
Po etapie totalnego zauroczenia najnowszym dzieckiem Kylesy – Spiral Shadow przyszła pora na poznanie ich wcześniejszych dokonań. Na pierwszy rzut poszedł bezprośredni poprzednik czyli Static Tensions. Płytka już od kilku miesięcy leży u mnie na półce (kupiona totalnie w ciemno!), dziś w końcu zebrałem się w sobie i oto słów kilka na jej temat. Pierwsze co rzuca się w oczy to okładka zaprojektowana przez Johna Baizleya z Baroness. Ogólnie cała poligrafia przedstawia się moim zdaniem o wiele ciekawiej od czerni i bieli ze Spiral Shadow. Ale to kwestia gustu;) Pierwsze co rzuca się w uszy to zdecydowanie większy ciężar. Static Tensions jest zdecydowanie bardziej walcowaty, toporny niż jego następca. Już pierwsze 3 utwory mogą odstraszyć od dalszego słuchania osoby, które zespół kojarzą z „hitów” typu „Don’t Look Back”. Czytaj dalej Kylesa – Static Tensions
Baroness – Yellow & Green
Z niecierpliwością czekałem na ten album. Można powiedzieć, że odliczałem dni do premiery spędzając samą końcówkę na aktywnym wypoczynku w Tatrach. Mój apetyt podsyciły 2 wypuszczone do sieci utwory: „Take My Bones Away” i „March To The Sea”. Człowiek wrócił z gór, patrzy… A tu stream Yellow & Green pojawił w internecie. Ale poczekałem i pierwsze przesłuchanie odbyło się dopiero z krążków. Na początek Yellow. Rozpoczyna się delikatnym, instrumentalnym wprowadzeniem. Później mamy 2 świetne, wcześniej wymienione utwory, znane sprzed premiery. Czuć tu klimaty poprzednich wydawnictw. Ale utwór nr 3 się kończy, zaczyna się track 4 i tu szok. Totalna zmiana klimatu. „Little Things” jest bardzo spokojny, piękny i jednocześnie cholernie smutny i przygnębiający. Czytaj dalej Baroness – Yellow & Green