Archiwa tagu: rock

Kyuss – Welcome To Sky Valley

kyuss welcome to sky valleyZasadniczo wstyd się przyznać… Ekipę Kyuss poznałem dopiero niedawno… I to w sumie przez przypadek… Na fali fascynacji sceną sludge zacząłem kopać. No i tak przy zespole Black Tusk wyszło mi, że garściami czerpią ze stoner rocka i metalu i pojawiło się tam gdzieś powiązanie z zespołem Kyuss. Z nazwy ich kojarzyłem, twórczości nie znałem. Zajrzałem na sputnikmusic, okazało się, że opisywany tu krążek ma ocenę w granicach 4,4/5. Hmmm… Coś w tym być musi. Odpaliłem YT, posłuchałem i faktycznie jest w tym COŚ. Nie wiem jak to się mogło stać, że ja – poszukiwacz dobrego grania – żyłem tyle lat w nieświadomości, nie wiedząc o istnieniu tego wydawnictwa (i jeszcze 3 innych)? Czytaj dalej Kyuss – Welcome To Sky Valley

Godsmack – Awake

godsmack awakeWeekend ma to do siebie, że człowiek może się w końcu trochę poobijać. Podczas kanapowego popołudnia miałem ochotę na coś czego od baaaardzo dawna nie słuchałem. Coś ciężkiego ale jednocześnie łatwostrawnego. No i wpadł mi do głowy pewien krążek. Ale podczas jego poszukiwań trafi mi pod rękę Awake Godsmacka. Jak ja tego dawno nie słuchałem. Będzie już ładnych parę lat. Pamiętam jak jeszcze w liceum dorwałem ten album: była to miłość od pierwszego wejrzenia:) Coś na zasadzie: wow! Jak można grać tak ciężko a jednocześnie tak fajnie?! Jak się okazuje: można, podczas wieloletnich eksperymentów i poszukiwań wynalazłem wiele innych kapel, które robią to jeszcze lepiej ale do dziś Awake Godsmacka darzę ogromnym sentymentem. Czytaj dalej Godsmack – Awake

Kult – Tata 2

kult tata 2Dawno nie było tutaj niczego o Kulcie. Zatem dziś naprawiam ten błąd – będzie słów kilka o Tacie 2. Zasadniczo mam problem z tym albumem. Z jednej strony jest piękny i niepowtarzalny, z drugiej – tak cholernie smutny i przygnębiający, że nie da się go słuchać w całości na co dzień. Jest to krążek raczej na specjalne okazje, do posłuchania „od święta”, bez ingerencji bodźców z otoczenia:) Tak jak na Jedynce dominowały utwory stworzone przez Stanisława Staszewskiego tak tutaj mamy do czynienia z mieszanką tekstów autorskich, tradycyjnych melodii, interpretacji itp. Ponownie na warsztat zostaje wzięta twórczość Gałczyńskiego: „Śmierć Poety” w świetnej, ocierającej się o metal aranżacji oraz piękna „Ballada O Dwóch Siostrach”. Czytaj dalej Kult – Tata 2

The Doors

the doorsJakiś czas temu na rolowym pojawił się przypadkiem (krótki) cykl opisujący albumy debiutanckie. Mając na tapecie Ten Pearl Jamu stwierdziłem, że swoje szczytowe osiągnięcie nagrali już na starcie. Zacząłem się zastanawiać kto jeszcze znajduje się w takiej sytuacji: z nowszych rzeczy od razu nasunął mi się m.in. Korn. Ale co ze starszymi zespołami? Z klasyką? Black Sabbath? Debiut mają świetny ale Paranoid co najmniej mu dorównuje. Led Zeppelin? Też nie bardzo – bardziej lubię II i IV. Pink Floyd? Też nie. Po kilku kolejnych nietrafionych strzałach dotarłem do The Doors. Bingo! Niby późniejsze krążki(ze szczególnym naciskiem na Strange Days i L.A. Woman, troszkę dalej Waiting For The Sun i reszta) też są świetne ale to jednak nie takie oczarowanie i zachwyt jakie miałem przy okazji poznawania debiutu. Czytaj dalej The Doors

A Perfect Circle – Thirteenth Step

perfect circle thirteenth stepDrugi album A Perfect Circle znacząco różni się od debiutu. Jest zdecydowanie spokojniejszy, bardziej subtelny, inny. Już po okładce widać, że będziemy mieli do czynienia z czymś różniącym się od Mer De Noms. Tu dominuje biel i jasne kolory, tam wszystko tonęło w mroku. Otwarcie też jest inne. Na debiucie zespół poczęstował nas przebojowym, chwytliwym numerem. Tu natomiast mamy trwający prawie 8 minut „The Package”. Świetny, niespokojny utwór mieszający lekkie z ciężkim. W ogóle się nie nudzi i bardzo szybko przelatuje. Otwarcie jednak nie zapowiada tego co będzie się działo za chwilę. Dwa kolejne utwory to geniusz w czystej postaci, mogę ich słuchać godzinami. Czytaj dalej A Perfect Circle – Thirteenth Step

A Perfect Circle – Mer De Noms

perfect circle mer de nomsNa początku był Tool. W okolicach 2002 roku zobaczyłem w TV teledysk do kawałka „Schizm” i tak się zaczęło. Kilka miesięcy później znałem już całą twórczość grupy. Po kilku latach było mi mało więc zacząłem szukać. Nie musiałem się zbytnio wysilać żeby trafić na A Perfect Circle – supergrupę w której za mikrofonem stał Maynard James Keenan. Twór ten powstał z inicjatywy Billy’ego Howerdela – technicznego m.in. Toola. Kupiłem w ciemno ich debiut(wtedy już kilkuletni), odpaliłem krążek i…. byłem zachwycony. Nie jest to to co prezentuje macierzysta kapela MJK – i dobrze! A Perfect Circle jest lżejszy, łatwiej przyswajalny ale równie ciekawy. Zamiast kilku długich kobył ledwie mieszczących się na cd mamy tu 12 w miarę krótkich utworów, Czytaj dalej A Perfect Circle – Mer De Noms

Manic Street Preachers – Journal For Plague Lovers

manic street preachers journal for plague loversWczoraj szukając albumu, który opiszę jako następny, trafiłem na krążek, którego nie słuchałem już od bardzo dawna. Tak właśnie – chodzi o wydawnictwo ze zdjęcia:) Z Manic Street Preachers pierwszy raz zetknąłem się jeszcze w ubiegłym wieku. Słuchałem wtedy Szczecińskiej Listy Przebojów i tam w 1998 roku pojawił się ich utwór „If You Tolerate This Your Children Will Be Next”. Utwór fajny, zgrałem go nawet na kasetę. W ich twórczość się nie zagłębiałem a o samym utworze jakiś czas później zapomniałem. Moja przygoda z MSP się skończyła. Aż tu nagle okazało się, że w 2009 roku odbędzie się pierwsza (i niestety jedyna nad czym bardzo ubolewam do dziś…) edycja Szczecin Rock Festival a MSP będzie jedną z głównych gwiazd. Czytaj dalej Manic Street Preachers – Journal For Plague Lovers

Kult – Kaseta

kult kasetaKaseta to jedno z najbardziej „normalnych” wydawnictw Kultu. Nie ma tu różnych udziwnień, kombinowania. Jest za to bardzo dużo rockowego grania. Może właśnie ta normalność, rockowa „pospolitość” jest przyczyną tego, że Kaseta nie jest za bardzo doceniana a utwory z niej nie królują w zestawieniach na największy przebój grupy. Przyznam szczerze, że sam jakoś szczególnie często do niej nie wracam, raczej podczas przypominania sobie całej dyskografii niż wyrywkowo, tak po prostu. Nie zmienia to faktu, że dobrych utworów tu nie brakuje. Szczególnie wybija się „Wolność/Po Co Wolność” – genialny kawałek ze świetnym tekstem – jednym z najlepszych spłodzonych kiedykolwiek przez Kazika. Przeciętny słuchacz z albumu kojarzy jeszcze pewnie „Czekając Na Królestwo J.H.W.H.” oraz swego czasu często pojawiający się na koncertach „Oni Chcą Ciebie” Czytaj dalej Kult – Kaseta

Armia – Triodante

armia triodanteGdyby istniał ranking płyt trudnych to Armia z albumem Triodante byłaby w nim wysoko. Bardzo wysoko. Nie jest to płyta do słuchania na codzień. Nie jest to krążek przebojowy. Nie jest to muzyka dla wszystkich. Nie usłyszymy jej raczej w środkach przekazu typu radio czy TV. Jest to płyta strasznie wymagająca(coś jak abstrakcyjna sztuka teatralna), do przesłuchania raz na jakiś czas w pełnym skupieniu tylko na niej od pierwszej do ostatniej sekundy. Puszczanie Triodante na wyrywki z mp3ki to krzywdzenie tego wydawnictwa. No i w tym momencie po przeczytaniu pierwszych linijek przeciętny słuchacz mógłby dojść do wniosku, że ten album to jedna wielka buła, pomyłka i nie ma sensu zawracać nim sobie głowy. A tu g… prawda;) Czytaj dalej Armia – Triodante

The Black Keys – Brothers

black keys brothersNo i stało się tak jak przewidywałem przed przesłuchaniem El Camino. Wiedziałem, że jeśli kapela wpadnie mi w ucho to prędzej czy później ich dyskografia (albo chociaż najlepsze krążki) zagości u mnie na półce. Na razie kilka tygodni temu do mojej kolekcji dołączył bezpośredni poprzednik El Camino czyli Brothers. Pierwsze co rzuca się w oczy/uszy to to, że krążek ten jest zdecydowanie mniej przebojowy. Nie znaczy to, że płyta jest słaba. Świetnej muzyki mamy tu pod dostatkiem. Druga rzecz: El Camino to 11 utworów ściśniętych w niecałe 38 minut muzyki, na Brothers kawałków mamy 15, wyszło tego lekko ponad 55 minut. Tam jest samo „gęste”, tu płyta lekko się rozjeżdża: początek jest genialny, napięcie opada w okolicach 10 utworu i płytka przelatuje sobie do końca praktycznie bez żadnych emocji oprócz „Never Give You Up”. Czytaj dalej The Black Keys – Brothers