Słuchając „Kold” trudno uwierzyć, że to dzieło nagrane przez zespół wywodzący się ze stylistyki black metalowej. Chociaż w muzyce praktycznie od zawsze obecna była ewolucja, której przykładami można sypać jak z rękawa, zatem i ten fakt da radę jakoś zaakceptować;)
„Kold” to album bardzo specyficzny. W serwisie rateyourmusic.com przypięto mu etykietkę „melancholijny”. I jest to chyba najlepsze określenie. Chociaż rozpoczynający całość „78 Days In The Desert” może wprowadzić słuchacza w błąd. Czytaj dalej Solstafir – Kold→
Dirge (ang.) – lament, zawodzenie, elegia, pieśń żałobna. Jest to również nazwa francuskiej grupy założonej w 1994 roku niedaleko Paryża. Trzeba przyznać, że nazwa zespołu idealnie obrazuje klimat jej twórczości. Ta bazuje głównie na kilku podgatunkach metalu: post-, sludge oraz doom. Jednak nie zamyka się tylko w tych ramach. W różnych fazach twórczości Dirge bez problemu odnaleźć można również elementy industrialu, drone, ambientu czy post rocka. Mimo ponad 20 lat obecności na scenie i bogatej dyskografii, zespołowi nie udało się zaistnieć na szerszym rynku i zdobyć popularności Neuroris, Isis czy też Cult Of Luna, do których często jest porównywany. Nie jest to jednak idealne porównanie ponieważ styl Dirge jest bardziej hermetyczny, skondensowany i jednolity od wyżej wymienionych. Dodatkowo na przestrzeni lat ewoluował i ich twórczość z lat 90tych dość znacznie różni się od tego co grupa prezentuje obecnie. Czytaj dalej Dirge→
Skandynawia od lat słynie przede wszystkim z ekstremalnych odmian metalu (głównie z przedrostkiem „black”). Jednak raz na jakiś czas trafiają się również perełki z nieco lżejszej odsłony tego gatunku jakim jest np. post metal. Szwedzi mają Cult Of Luna. Finowie zaś Callisto. Zespół powstał w 2001 roku w Kokkoli. Od lat jednak jego bazą jest Turku. Na chwilę obecną w skład grupy wchodzi 7 muzyków, na koncertach pojawia się dwóch dodatkowych. Styl Callisto często określany jest jako wypadkowa takich filarów gatunku jak Neurosis, Cult Of Luna i Pelican. Stwierdzenie to nie jest do końca trafne. Grupie najbliżej do ich kolegów ze Szwecji ale i tak różnice są dość znaczne, zwłaszcza w późniejszych latach działalności. W wypadku Finów nietypowe jest już to, że jest to zespół chrześcijański i religijna tematyka często pojawia się w tekstach utworów. Te, podobnie jak w przypadku znacznej części post metalowych grup, są krótkie, zwięzłe i mają raczej charakter symboliczny – dodatku do muzyki. Proporcja ta uległa zmianie wraz z ewolucją stylu grupy. Zespół zadebiutował już w roku powstania wypuszczając na rynek singiel „Dying Desire”. Rok później ukazała się EPka „Ordeal Of The Century” zawierająca 5 utworów. Na pierwszy studyjny album trzeba było czekać jeszcze 2 lata. Czytaj dalej Callisto→
Intronaut jest jednym z ciekawszych i najbardziej oryginalnych przedstawicieli sceny sludge/post/progressive metal. Zatem z wielką niecierpliwością czekałem na premierę „The Direction Of Last Things”.
Apetyt skutecznie podsyciły dwie albumowe zapowiedzi w postaci „Fast Worms” oraz „Digital Gerrymandering”. Praktycznie od samego początku pierwszego z nich było wiadomo, że w ekipie Intronaut nie zaszły jakieś przełomowe zmiany i ich charakterystyczny styl nie uległ wielkiej rewolucji. Czytaj dalej Intronaut – The Direction Of Last Things→
Z ekipą Solstafir pierwszy raz zetknąłem się na początku tego roku przeglądając zestawienia najlepszych płyt metalowych wydanych w 2014 roku. Jedno z nich było zbiorcze, dotyczyło wszystkich gatunków metalu.
„Otta” była w nim bardzo wysoko. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to niesamowita okładka: z pozoru prosta, banalna i w zasadzie niczym nie wyróżniająca się ale jednocześnie intrygująca i na swój sposób magiczna. Tak samo jest z muzyką zawartą na krążku, po który sięgnąłem głównie ze względu na to, że otagowany był pięknymi słowami „post metal”, które działają na mnie jak magnes. Czytaj dalej Solstafir – Otta→
Rosetta to bardzo szczególne zjawisko na scenie muzycznej ogółem ale również i w gatunku, w którym się obracają. Marzeniem chyba każdego młodego zespołu jest to aby dostać się ze swoim materiałem do dużej wytwórni, gdzie szansa na wypromowanie, wybicie się na szerokie wody jest zdecydowanie większa.
Ekipa Rosetty już to wszystko miała w dość mocnym Translation Loss a jednak „Quintessential Ephemera” jest już drugim (po „The Anaesthete”) albumem wydawanym własnymi środkami. W przyczyny takiego stanu rzeczy się nie zagłębiałem ale dla logicznie myślącego człowieka taki zabieg jest po części strzałem w stopę. Czytaj dalej Rosetta – Quintessential Ephemera→
„Wake/Lift” to z kilku względów „naj-” album w dorobku grupy z Pensylwanii. Primo: najtrudniej dostępny. W polskich sklepach sieciowych nie ma szans na jego zdobycie. W rodzimym internecie ciężko go spotkać, osobiście widziałem go kilka razy na Allegro. W paru sklepach internetowych bywa dostępny w opcji „dostawa >(tu wstaw jakąś dużą liczbę) dni”. Kilkukrotne próby zamówienia go kończyły się fiaskiem. Na Amazonie „Wake/Lift” osiąga kosmiczne ceny. Wszystko to jest o tyle dziwnie, że na stronie wytwórni krążek ten jest dostępny praktycznie od ręki i jedynym problemem jest to, że musi do nas przebyć drogę zza oceanu. Ale co to za problem w dzisiejszych czasach?;) Czytaj dalej Rosetta – Wake/Lift→
Sześć lat przyszło czekać fanom na nowe wydawnictwo zespołu z Peorii. W międzyczasie w ekipie Minska nastąpił rozbrat ale kwintet długo bez siebie nie wytrzymał i po złapaniu chwili oddechu wrócił do wspólnego koncertowania i tworzenia muzyki.
Efektem ich pracy jest „The Crash And The Draw” – w dyskografii zespołu pozycja z kilku względów „naj”: najdłuższa, najtrudniejsza w odbiorze oraz najbardziej wymagająca. Grupa chciała chyba zrekompensować słuchaczom długi czas oczekiwania na nowy album i na najnowsze wydawnictwo stworzyła ponad 75 minut materiału. Czytaj dalej Minsk – The Crash And The Draw→
Przygodę z Obscure Sphinx zacząłem od Void Mother czyli ich drugiego albumu. Na zespół ten trafiłem w sumie zupełnie przypadkiem – z powodu okładki: intrygującej, wzbudzającej skrajne odczucia – fascynacji a jednocześnie odrazy. Trzeba było zatem sprawdzić co za dźwięki ukrywają się pod tą przykrywką. Była to miłość od pierwszego przesłuchania – krążek katowałem niemiłosiernie przez kilka tygodni, do dziś wracam do niego kilka razy w miesiącu. Po dojściu do pewnego punktu nasycenia Void Mother wypadało sprawdzić co ekipa Obscure Sphinx ma jeszcze do zaoferowania. Okazało się, że debiutancki album Anaesthetic Inhalation Ritual. Nie będę ukrywał: materiału przesłuchałem na YT. Niby fajne to było, ale nie do końca. Poza tym w tym czasie robiłem jeszcze 50 innych rzeczy. Zatem po jednorazowym odsłuchaniu dałem sobie spokój i wróciłem do VM. Czytaj dalej Obscure Sphinx – Anaesthetic Inhalation Ritual→