Archiwa tagu: metal

Tool – Aenima

tool aenimaAenima byłaby kompletna, totalna gdyby nie jedna rzecz. A właściwie utwór. „Die Eier Von Satan” – coś co napawa mnie odrazą i wywołuje u mnie cofanie treści żołądkowych:) Nie rozumiem w ogóle co autor miał na myśli, po co zespół to umieszczał na tej idealnej płycie… Całe szczęście, że na pilocie jest taki fajny przycisk >>| , który skraca cierpienie i przerzuca nas od razu do jednej z dwóch najlepszych kompozycji – „Pushit”. Rzecz to typowo toolowska, w najlepszym wydaniu, rozbudowana kompozycja, budowane napięcie, czysta poezja. Drugi killer z Aenimy to „Third Eye”. Kawałek z grupy „hate it or love it”. Dla jednych to 13:47 zachwytu, dla innych prawie 14 minut męczarni. Sam należę do tej pierwszej grupy, „Third Eye” uwielbiam i uważam za najlepszego zamykacza w dyskografii Toola. Czytaj dalej Tool – Aenima

Black Sabbath – Heaven And Hell

black sabbath heaven and hellBlack Sabbath – Ozzy + Ronnie = jedna z najważniejszych płyt metalowych w historii. Tym oto prostym i oczywistym równaniem rozpocznę swoje dzisiejsze wywody. Po 2 zdecydowanie gorszych płytach Ozzy Osbourne odszedł/wyleciał z zespołu. Na jego miejsce wskoczył śp. Ronnie James Dio i zdecydowanie był to strzał w 10tkę bo Heaven And Hell obok debiutu i Paranoid to absolutnie TOP3 płyt Black Sabbath i klasyka gatunku. Dio dysponował świetnym głosem. Szczególnie słychać to na tej płycie, następnej oraz pierwszych kilku płytach solowych. Późniejsze jego dzieła już mi zdecydowanie nie podchodzą a w dyskografię Elfa i Rainbow się nie zagłębiałem. Wracając do tematu – nie tylko Dio jest mocnym punktem tego albumu. Czytaj dalej Black Sabbath – Heaven And Hell

Soulfly – Conquer

soulfly conquerMax inspiracji dla swoich wydawnictw szuka w różnych częściach świata. Zawędrował m.in. do Serbii, Rosji, Turcji czy Francji. Tym razem udał się do Egiptu i tam sklecił Conquer. Nie spotkał się on z wybitnie ciepłym przyjęciem przez krytykę. Natomiast moim zdaniem album ten jest najdojrzalszym i najlepszym wydawnictwem w dorobku Soulfly’a. Nie jest tak nachalny jak Omen. Nie ma tu też hip-hopowych „ziomków” oraz utworowych zapychaczy jak to bywało wcześniej. Max poszedł po rozum do głowy i zebrał na tym albumie wszystko to co w Soulfly’u jest najlepsze. Conquer przytłacza ciężarem (ale nie takim inwazyjnym jak na Omenie), jest szybki, brutalny ale nie brakuje w nim wolniejszych fragmentów jak i momentów instrumentalnych/etnicznych. Czytaj dalej Soulfly – Conquer

Iron Maiden

iron maidenUwaga, uwaga! Będę narażał się fanom Ironsów;) Oto przed Państwem najlepszy album Żelaznej Dziewicy. No dobra, może nie najlepszy ale ewidentnie ze ścisłej czołówki. I co z tego, że nie ma tu jeszcze Dickinsona? I co z tego, że brzmienie jeszcze nie takie? Ważne, że debiut IM to olbrzymia dawka świetnej muzyki. Świeżej, niewymuszonej (co się później zespołowi niejednokrotnie zdarzało), dynamicznej, cholernie wciągającej. Di’Anno na wokalu też znakomicie daje sobie radę. Swoją drogą Bruce’a w tym repertuarze za bardzo nie widzę. Wydawnictw koncertowych nie śledzę, możliwe że gdzieś Dickinson śpiewa utwory z tego albumu i brzmi to dobrze. Mi wystarcza spokojnie ta wersja z Paulem przy mikrofonie. Gdzieś na początku liceum, w okolicach 2000 roku puściłem ten album znajomemu, który w ogóle kapeli nie kojarzył (chociaż uważał się za fana ciężkiego grania). Po „Prowlerze” stwierdził, że fajnie grają ale zgapili riff od Papa Roacha:) Wracając do tematu: najjaśniejszymi punktami tego wydawnictwa są 3 utwory które w gruncie rzeczy odbiegają trochę od późniejszej twórczości grupy: tajemniczy „Remember Tomorrow”,lekko balladowy „Strange World” (świetny utwór do posłuchania na szczycie np. Szpiglasowego Wierchu czy gdziekolwiek indziej w Tatrach:) oraz pokręcony „Charlotte The Harlot” ze świetną częścią środkową oraz gitarową jazdą zaraz po niej. Reszta utworów – taka już bardziej Ironowa – nie odbiega poziomem od wyżej wymienionych tracków. Świetna jest instrumentalna „Transylvania” oraz najdłuższy na płycie „Phantom Of The Opera”. Debiut Ironsów jest jednym z ich najrówniejszych albumów. Nie ma tutaj żadnych zapychaczy, dłużyzn, utworów zrobionych na siłę. Niewątpliwie jest to wielkim atutem tego wydawnictwa bo później z ekipą Harrisa bywało różnie i różne „rodzynki” im się przytrafiały.

Moja ocena -> 10/10

Tool – Undertow

tool undertowStudyjny debiut Toola jest chyba ich najbardziej normalnym rockowo-metalowym dziełem. Stylistycznie trochę odstaje od reszty ich dotychczasowych wydawnictw. Co nie znaczy, że jest zły. Jest świetny od pierwszej do ostatniej sekundy. No może przesadziłem z tą ostatnią sekundą bo „Disgustipated” mi nie podchodzi. Zdecydowanie wolę „Third Eye” z ich następnego albumu. Reszta utworów broni się wyśmienicie. Praktycznie w każdym z nich Maynard udowadnia, że nie jest jakimś tam przeciętnym wokalistą z ulicy. Potrafi zaśpiewać spokojnie jak i wydrzeć się kiedy trzeba. Muzycznie też jest bardzo dobrze. W większości utwory nie są połamane czy pokombinowane tak jak te z kolejnych wydawnictw. Chyba tylko „Flood” można by podciągnąć pod np. Aenimę. Czytaj dalej Tool – Undertow

Armia – Der Prozess

armia der prozessOd jakiegoś czasu panuje moda na nagrywanie literackich konceptów. Na przestrzeni kilku ostatnich lat mogliśmy sobie posłuchać albumów opartych o takie dzieła jak np. „Moby Dick”, „Boska Komedia” czy też „Mechaniczna Pomarańcza”. Budzy z ekipą chyba nie chciał być gorszy i stworzył muzykę opartą na „Procesie” Kafki. Jako, że to jest koncept literacki to na warstwie tekstowej nie będę się skupiał (dobra wymówka, nie?;). Skoncentrujemy się na muzyce. A ta jest tym co prawdziwe tygryski lubią najbardziej. Momentami brzmi jak Metallica na St.Anger – prosto, bezkompromisowo, garażowo („Zły Porucznik”). Czasem z kolei lekko zajeżdża Toolem – szczególnie w tych najbardziej rozbudowanych utworach jak „Anima” czy „Przed Prawem”. Czytaj dalej Armia – Der Prozess

Exodus – Exhibit B: The Human Condition

exodus exhibit bOd wielu lat kojarzyłem Exodusa z nazwy. Jedna z legend thrashu, mniejsza czwórka z m.in. Overkillem i Testamentem bla bla bla. Nigdy jakoś specjalnie nie interesowałem się ich twórczością bo po co? Miałem przecież 4 pierwsze albumy Metalliki oraz dyskografie Megadeth i Overkilla. Na Exhibit B trafiłem kilka miesięcy temu przeglądając półki z płytami w sieciówce mającej planetę w nazwie. Skojarzyłem album z bardzo pochlebną opinią w Teraz Rocku oraz różnych serwisach internetowych, dodatkowo zachęciła mnie niska cena – 29,99zł więc wziąłem w ciemno. No i nie żałuję. Tak dobrego albumu thrashowego dawno nie słyszałem. Jest to zdecydowanie jedna z najlepszych thrashówek ostatnich lat obok Ironbound (Overkill) oraz Endgame (Megadeth). I tu muszę zaznaczyć, że obie te płyty przy albumie Exodusa są grzeczne niczym niemowlak, niczym śpiące szczeniaczki albo kotki. Czytaj dalej Exodus – Exhibit B: The Human Condition

Mastodon – Leviathan

mastodon leviathanMoja przygoda z Mastodonem zaczęła się dość niedawno bo w tym roku. Z nazwy kojarzyłem ich od kilku lat ale twórczości nie znałem. Pewnie dalej bym nie kojarzył gdyby nie Sonisphere 2011. Mimo że na imprezie nie byłem to musiałem sprawdzić kto (Mastodon + 2 inne kapele które w pamięci mi nie utkwiły jakoś specjalnie) mi legendę – Killing Joke wypchnął na taką barbarzyńską godzinę – 14:40. Poczytałem trochę w internecie: krytyka i „normalni” ludzie wychwalali pod niebiosa Leviathana. Odpaliłem yt, przesłuchałem i kilka dni później mój portfel był chudszy o 50zł. Ale warto było. Leviathan jest niesamowity. Jest to concept oparty na powieści Hermana Melville’a „Moby Dick albo Wieloryb”. A co ma do zaoferowania? Kupę świetnych ciężkich, metalowych melodii, tony połamanych, skomplikowanych, matematycznych(?) riffów w połączeniu z bardzo dobrymi wokalami. Czytaj dalej Mastodon – Leviathan

Lou Reed & Metallica – Lulu

luluJakiś czas się wzbraniałem. Mówiłem sobie: po co? Denerwować się? Psuć sobie humor? Marnować półtorej godziny? Ale w końcu się zebrałem w sobie i posłuchałem… Dlaczego nie ma tutaj zdjęcia albumu na moim Pianocrafcie? Bo nie kupiłem tego chłamu, posłuchałem go w internecie. Zastanawiam się czym kierowali się artyści nagrywając to ekhm „dzieło”. Podczas gdy thrashowe legendy nagrywają genialne płyty (przykłady? Exodus – Exhibit B, Overkill – Ironbound, Megadeth – Endgame bo 13tka nie jest do końca gatunkowa, Anthrax – Worship Music, Slayer też nie zbacza z wytyczonego wiele lat temu szlaku) Metallica odcina kupony, rozmienia się na coraz drobniejsze, jedzie na nazwie i popularności. Czytaj dalej Lou Reed & Metallica – Lulu

Megadeth – Th1rt3en

megadeth thirteenPo pierwszym przesłuchaniu lekkie rozczarowanie – łeee, nie jest to Endgame czy Rust In Peace(i wszystkie albumy od niego wstecz). Z drugiej strony – nie jest to Risk. Po kilku następnych odsłuchach diametralna zmiana – cholera ale to jest nośne. Album jest przebojowy, ale oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Na początek z grubej rury – 3 killery. Nie jest to może tak „czysty” thrash jak w wypadku początku Endgame ale jak nieziemsko wpada w ucho. Po tym świetnym początku zwalniamy na 2 utwory by po krótkim wstępie znów rozkręcić się w „Never Dead” – klasycznej megadethowej jeździe bez trzymanki, po której zwalniamy na trochę by za chwilę usłyszeć „Fast Lane”, po którym znów prędkość spada z punktem kulminacyjnym w „Millenium Of The Blind”. Czytaj dalej Megadeth – Th1rt3en