Soulfly – Omen

soulfly omenSoulfly z każdym albumem wskakuje na kolejny poziom wtajemniczenia. Szczególnie widać to na przełomie „Dark Ages” i „Conquer”. Na Omenie styl z poprzedniego albumu jest po części kontynuowany. Dalej jest ciężko, ostro, topornie, brutalnie i bez udziwnień. Różnica jest taka, że „Omen” oprócz instrumentalnego „Soulfly VII” (swoją drogą najsłabsza i najbardziej jałowa ze wszystkich części) nie ma żadnych elementów etnicznych. Wielka szkoda bo były one zawsze mocną stroną wydawnictw zespołu(np. w genialnym „Mars” z albumu Prophecy), przeważnie były charakterystyczne, różnorodne i szybko wpadały w ucho (nawet ludziom, którym Soulfly jako całokształt się nie podoba).  Myślałem, że po „Blood Fire War Hate” z poprzedniego albumu już niczego cięższego na otwarcie albumu nie da się zrobić. A jednak… „Bloodbath And Beyond” daje jeszcze mocniejszego kopa i zawstydza BFWH. Pozostałe utwory prezentują podobny klimat czyli ciężko i głośno. Ciekawy jest kawałek „Rise Of The Fallen” ze świetnymi gitarami (ogólnie Marc Rizzo jest jednym z największych atutów kapeli, nie tylko w tym kawałku) i gościnnym występem na wokalu. Gościa Soulfly zaprosił jeszcze do „Lethal Injection” – chyba najlepszego utworu na płycie. Wyróżnia się jeszcze jakby punkowy „Vulture Culture”. Jestem szczęśliwym posiadaczem wersji „Limited Edition” w ładnym digipaku z 3 utworami dodatkowymi oraz koncertowym DVD. Bonusy muzyczne jakoś specjalnie się nie wyróżniają ale dobrze uzupełniają album, który jest jak dla mnie o co najmniej 10minut za krótki (w wersji podstawowej ok. 43 minuty). Ale z drugiej strony nie ma tutaj żadnych zapychaczy i gniotów, jest tylko samo „gęste”. Fajnie prezentuje się również festiwalowy występ na bonusowej płycie DVD (chociaż jakością nie grzeszy:)

Moja ocena -> 7/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *