Kiedy myślałem już, że rok 2019 w polskiej muzyce będę mógł w swoim przypadku wpisać na straty, z odsieczą przyszła w ostatniej chwili pleszewska ekipa Red Scalp. Już kilka miesięcy temu można było się domyślać, że coś jest na rzeczy i nowe wydawnictwo nadchodzi, później odbyło się kilka koncertów, podczas których zaprezentowano nowy materiał. Jednak nadal nie było mowy o żadnych konkretach. Te pojawiły się w końcówce listopada a w raz z nimi pierwsza zapowiedź albumu, która ukazała się 1 grudnia.
„Mothertime” zaskoczył, chociażby ze względu na to, że dość drastycznie różni się od tego co zespół zaprezentował na „Lost Ghost”. Jednak w kontekście tego, że album ten również dość mocno odbiegał od debiutanckiego „Rituals”, można się było tego spodziewać. Przyznam szczerze, że w przypadku „Mothertime” nie mogę mówić o miłości od pierwszego wejrzenia. Większe wrażenie niż sam utwór zrobiła na mnie okładka nadchodzącego albumu. Z singlem polubiłem się dopiero po kilku przesłuchaniach.
„The Great Chase In The Sky” pojawił się niejako z zaskoczenia, trochę ponad tydzień po premierze zapowiedzi. W tym czasie zdążyłem oswoić się z „Mothertime” zatem bez uprzedzeń mogłem podejść do całego wydawnictwa. I tu już bez przeszkód mogę powiedzieć od miłości od pierwszego wejrzenia/usłyszenia ponieważ pleszewianie nagrali kolejny inny ale zarazem genialny materiał.
Trzeci album w dorobku Red Scalp składa się z 5 utworów trwających nieco ponad 40 minut. Na pierwszej linii frontu znalazł się znany już wcześniej „Mothertime”. Pierwsze zaskoczenie i zauroczenie następuje tuż po nim – w najdłuższym na płycie „Chase”, który rozpoczyna się bardzo delikatnym wstępem: syntezatorem, do którego po chwili dołącza bas i perkusja a chwilę później piękny, senny, snujący się saksofon pomagający słuchaczowi wcielić się w postać z okładki podróżującą gdzieś tam na niebie. Dopiero po dłuższym czasie następuje przełamanie i pojawia się ciężar, większa dynamika i żywiołowość. Przez ponad 11 minut trwania klimat zmienia się jeszcze kilkukrotnie co sprawia, że czas spędzony z „Chase” mija w ekspresowym tempie a sam utwór można uznać za wyjątkowo rozbudowany i ambitny.
Z kilkoma wątkami mamy również do czynienia w „Sacred Place”, który w uproszczeniu można by nazwać przedłużeniem „Chase”. Odskocznię od „standardów” przynosi słuchaczowi „Gunsinger”, który można potraktować jako bardzo długi i udany przerywnik muzyczny mający na celu przygotowanie słuchacza do deseru w postaci „Slide”, który jest jednym z momentów najszybciej zapadających w pamięć. Utwór ten można również potraktować jako klamrę spinającą z „Mothertime” całe wydawnictwo – album, który na tle poprzednich wyróżnia się przede wszystkim jeszcze mocniejszym wykorzystaniem syntezatorów i saksofonu oraz subtelnym odejściem od klimatów stricte indiańskich na rzecz odjazdu w odległe rejony galaktyki.
„The Great Chase In The Sky” to materiał wyjątkowo udany i będący kolejnym dowodem na to, że polska scena stoner/sludge jest wyjątkowo mocna i nadszedł już czas na to by takie ekipy jak Red Scalp uzyskały należący się im rozgłos nie tylko w środowisku ale też i szerszym świecie. Dobre bo polskie;) Szkoda jedynie, że album ukazał się w trochę nieszczęśliwym okresie przez co nie zdąży zaistnieć wśród szerszego grona odbiorców i raczej nie odnajdziemy go w podsumowaniach rocznych. Nie zmienia to faktu, że „The Great Chase In The Sky” to jedno z najlepszych wydawnictw z gatunku wypuszczonych w tym roku. W Polsce są poza wszelką konkurencją.