Red Fang – Deep Cuts

W tym roku mija 20 lat od powstania Red Fang. W tym czasie ekipa świrów z Portland nagrała 5 pełnoprawnych albumów (4 jeśli debiutancki „Red Fang” uznać za kompilację m.in. wcześniejszych EPek jak to robi chociażby serwis RateYourMusic). Dwie dekady to sporo czasu i warto tę okrągłą rocznicę jakoś uczcić. Można to zrobić nagrywając nowy album co miałoby sens patrząc na to, że „Arrows” ma już 4 lata. Można też pójść w totalnie inną stronę i wydać kompilację utworów, które nie znalazły się na dotychczasowych albumach.

W zasadzie miałoby to sens i często takie wydawnictwa są łakomym kąskiem dla fanów bo zawierają wcześniej niepublikowane utwory lub znaleziska, które zostały odkopane po kilkudziesięciu latach od ich nagrania. Problem w tym, że Red Fang ma dyskografię stosunkowo skromną zatem można było mieć wątpliwości czy takie wydawnictwo ma w ogóle sens.

W zapowiedziach pojawiały się informacje o tym, że „Deep Cuts” to zbiór odrzutów z sesji do wszystkich dotychczasowych albumów, B-Side’y singli, utwory bonusowe z wersji deluxe krążków oraz kilka demówek. Niezły miks, nie?

Ostatecznie Portlandczycy nazbierali 26 utworów o łącznym czasie trwania sięgającym prawie 85 minut. W przypadku pełnoprawnych albumów przesłuchanie takiej ilości materiału może być wyzwaniem. A przecież tutaj mówimy m.in. o odrzutach, czyli utworach, które z jakichś względów ostatecznie nie trafiły na żadne z dotychczasowych wydawnictw.

Patrząc na liczbę odsłuchań w serwisach streamingowych widać olbrzymią dysproporcję między utworami. Pięć utworów przebija pulę kilkuset tysięcy odtworzeni. Znając dotychczasową twórczość Red Fang bez problemu zauważymy, że są to bonusy z „Murder The Mountains” i „Whales And Leeches”. Jest jeszcze „Antidote”, który 6 lat temu został wydany na singlu ale na „Arrows” ostatecznie nie trafił. Patrząc na pozostałe utwory zobaczymy liczy zdecydowanie mniejsze z ogólną tendencją spadkową ciągnącą się w głąb albumu.

I to by się zgadzało ponieważ przez „Deep Cuts” ciężko przebrnąć w całości. Sam musiałem rozbić zapoznanie się z tym wydawnictwem na 3 podejścia. Głównym powodem tego jest fakt, że kompilacja ta jest niesamowicie nierówna i obok utworów, które mogliśmy już wcześniej znać (które same w sobie nie powalają) znajdują się tutaj zupełnie niepotrzebne utwory np. instrumentalne „AGB Fruit”, „Ice Ice Baby”, „In 5 With Keys”, miniaturowy „50’s Tremors” czy demo „Wires”.

Wygląda to tak jak gdyby zespół wrzucił na „Deep Cuts” wszystko co udało im się stworzyć, bez jakiejkolwiek selekcji czy pomyślenia czy to ma sens. Moim zdaniem nie ma a efekt jest taki, że przez to wydawnictwo ciężko przebrnąć – nawet będąc fanem tych wariatów, a za takiego się uważam nawet mimo krytyki z jaką spotkał się „Arrows” (tutaj zarzuty dotyczyły głównie dramatycznie słabej produkcji tego wydawnictwa”).

Momenty ciekawsze jak np. „Over The Edge” (z wersji deluxe „Murder The Mountains”) giną tu w natłoku marazmu i grania o bardzo dyskusyjnej jakości. Ekipa Red Fang nigdy nie miała jakiegoś wybitnego warsztatu ale braki nadrabiała żywiołowością i nutą szaleństwa (chociażby w najbardziej znanym „Prehistoric Dog”). Tutaj zarówno tego pierwszego jak i drugiego nie znajdziemy prawie w ogóle.

Nie wiem czy z okazji okrągłej rocznicy zespół chciał sprawić fanom niespodziankę czy żart. Wyszło kiepsko i do „Deep Cuts” zwyczajnie nie mam ochoty wracać. Lepiej te 85 minut spożytkować na odświeżenie wcześniejszej dyskografii zespołu.

Moja ocena -> 5/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *