Rage Against The Machine – The Battle Of Los Angeles

rage against the machine the battle of los angelesOstatni prawdziwy studyjny krążek RATM to ich największy sukces komercyjny. Chyba mało jest osób, którym swego czasu udałoby się ominąć falę katowania w mediach „Guerilla Radio”. Ciężko było też nie nadziać się na sławny teledysk do „Sleep Now In The Fire”(tak – ten nagrany na Wall Street). Trzeci z singli – „Testify” również cieszył się dużą popularnością (swoją drogą teledysk do niego również jest ciekawy). Moja przygoda z zespołem rozpoczęła się właśnie od tego albumu. Najpierw – pod koniec podstawówki była kaseta, trochę później – na początku liceum już płyta. Niezależnie od wersji zachwyt był jednakowy. Byłem młodym człowiekiem, na którym ekipa RATM zrobiła kolosalne wrażenie. Niby w tamtym okresie byłem już „świadomy” muzycznie ale takiego czegoś wcześniej nie słyszałem: jeden koleś ze swojego wiosła wyciągał jakieś kosmiczne dźwięki, drugi rapował do ciężkich gitar tego pierwszego – totalna miazga. Swoje robił też napis wewnątrz książeczki informujący słuchacza o tym, że cały album powstał bez użycia żadnych muzycznych wspomagaczy. Mój zachwyt TBOLA trwał wiele miesięcy, w tym czasie album katowałem setki razy. Aż tu pewnego dnia do szkoły wparował kolega z bananem od ucha do ucha na twarzy i dwiema płytami pod pachą: RATMowym debiutem oraz Evil Empire. Kilka dni później krążki te hasały już na zmianę w moim boomboxie. I w tym momencie cała ta „kultowa” i „boska” otoczka stworzona przeze mnie wokół TBOLA rozsypała się w cholerę:) Nie ulega żadnej wątpliwości, że jest to co najmniej bardzo dobry album ale na tle dwóch wcześniejszych wypada troszkę blado. Debiut to coś totalnie nowego, świeżego, niepowtarzalnego, nowatorskiego. Evil Empire z kolei to pójście w zupełnie innym kierunku: brud, ciężar, punkowa zadziorność. TBOLA jest tu niczym młodsza, grzeczna siostra na tle dwóch starszych braci – zadymiarzy. Nie znaczy to wcale, że nagle mi się odwidziało i teraz uważam, że album jest słaby. Co to, to nie. Nadal bardzo go lubię i często do niego wracam(ale do debiutu i EE jednak częściej;). Chociaż przez te wszystkie lata nastąpił taki przesyt „Guerilla Radio”, że teraz często omijam ten kawałek. Wielu „fanów” właśnie ten utwór uznaje za największe osiągnięcie w dorobku RATM podczas gdy jest on jednym ze słabszych na krążku(chociaż to co robi w pewnym momencie Morello to mistrzostwo świata:) i nie reprezentuje dobrze całej jego zawartości. Pozostałe dwa single to już inna bajka – tu już jest ogromna dawka mocy. Potężnym riffem miażdży „Born Of A Broken Man” – ja tu na kilometr czuję ducha Black Sabbath. Sam utwór, mimo swej specyfiki i małej medialności, jest jednym z najmocniejszych momentów TBOLA. Świetny, klasyczny riff pojawia się jeszcze m.in. w „Maria”(kawałku mniej znanym ale naprawdę świetnym), „Voice Of The Voiceless” i jeszcze wielu innych miejscach. Ogólnie właśnie te niesinglowe fragmenty albumu stanowią jego mocną stronę. W muzyczną kosmiczną podróż RATM zaprasza nas w „Ashes In The Fall”. Z kolei w „Calm Like A Bomb” Morello swoim riffem przeprowadza słuchaczowi operację na otwartym mózgu. Wiele już moje uszy słyszały ale mało co wkręcało się w głowę tak dobrze jak jego zwrotkowa zagrywka właśnie w tym utworze. W każdym z pozostałych również można znaleźć dużo smaczków. Zatem jak widać – mimo zmiany kolejności na podium – nadal lubię TBOLA. Ale gdy zachęcam kogoś do zapoznania się z twórczością RATM to sugeruję aby odbyło się to w kolejności chronologicznej żeby czasem nie doszło do sytuacji podobnej jak w moim przypadku;)

Moja ocena -> 8/10

3 myśli nt. „Rage Against The Machine – The Battle Of Los Angeles”

  1. Moją przygodę z RATM zacząłem od dwójki (Evil Empire), potem przyswoiłem debiut. The Battle (…) przyszła jakoś po Renegades i w sumie przegrała (u mnie) z coverami. Mam jednak na niej kilka kawałków do których często wracam, z Marią na czele.

    1. Ja też pierwszy raz zetknąłem się z RATM w czasach EE – byłem 11letnim smarkiem, który w sklepie namawiał mamę na zakup kasety. Spodobała mi się okładka EE ale i tak ostatecznie wygrał Cpt Jack:P Myślę, że wtedy twórczość RATM zdecydowanie by mi nie podeszła:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *