Sporo wody upłynęło w Warcie od ostatniej płyty Pidżamy. Przez te kilkanaście lat do czynienia mieliśmy z rozwiązaniami, reaktywacjami, ostatnimi trasami koncertowymi, pożegnalnymi trasami koncertowymi i ostatnimi pożegnalnymi trasami koncertowymi. Wiadomo skąd w ostatnich latach inspirację czerpie Slayer;)
Co by nie było – reaktywacje na potrzeby koncertów oraz sceniczna aktywność Grabaża mogły być odczytywane jako sygnał, że prędzej czy później pojawi się nowy materiał studyjny. I tak po 15 latach milczenia światło dzienne ujrzał następca „Bułgarskiego Centrum”. „Sprzedawca Jutra” jak do tej pory spotkał się ze skrajnymi opiniami podpartymi bardziej lub mniej logicznymi argumentami. Spróbujmy podejść do albumu Pidżamy na chłodno biorąc jednocześnie pod uwagę wcześniejszy dorobek i bardzo długi okres milczenia.
„Sprzedawca Jutra” ukazał się na kilka tygodni przed wyborami parlamentarnymi. Przypadek? Nie sądzę. Praktycznie przez całe 48 minut trwania krążka czuć, że Grabażowi nazbierało się przez ostatnie lata i na nowym krążku dał upust swojej frustracji. Tak dosadnego, złego, rozczarowanego i zdenerwowanego Grabowskiego dawno nie było. „Wyście od Kaina, a my od Abla” to swoista odpowiedź artysty na próby podzielenia społeczeństwa na tych dobrych i tych co „stoją tam gdzie kiedyś stało ZOMO”. Utwór ten wraz z „Hokejowym Zamkiem” oraz „Nie kukizuj, miła” daje jasny obraz tego, co Grabaża boli. W tym ostatnim przekaz oraz jego forma jest najbardziej dosadna.
Tematy bieżące pojawiają się również w dalszej części wydawnictwa. Między nimi znalazło się jednak miejsce na chwilę odpoczynku jak np. w pseudo-balladowym „Mokry od Twoich łez”. Poza gorzkimi podsumowaniami obecnej rzeczywistości w swoich tekstach Grabaż Ameryki nie odkrywa czyli jest typowo – pidżamowo. W kontekście tekstów pojawia się pierwsze światełko awaryjne. Z jednej strony trafiają w punkt jeśli chodzi o dzisiejsze bolączki dużej części naszego społeczeństwa. Z drugiej – dotyczą „tu i teraz” w związku z czym różnie mogą przejść próbę czasu. Chociaż biorąc pod uwagę to, że „Sprzedawca Jutra” przynosi 12 nowych utworów, nie obawiałbym się, że wszystkie odejdą w zapomnienie.
Przejdźmy do muzyki. Album przed premierą promowany był „Hokejowym Zamkiem”. Najlepszym komentarzem dla niego jest wypowiedź jednego z użytkowników YouTube, który sugerował aby utworu słuchać w tempie x1,25. Faktycznie pomaga. I tu dochodzimy do pewnej bolączki „Sprzedawcy Jutra”. Albumowi ewidentnie brakuje ciężaru, werwy, energii i pidżamowej zadziorności, którą zespół prezentował wcześniej. Muzycznie Pidżama zatrzymała się w 2004 roku i do tego dość znacznie złagodniała.
Mamy tu „Suicide. Głos mówi do mnie”, który w bardzo zgrabny sposób nawiązuje do klimatów „Złodziei Zapalniczek” oraz kilka cięższych fragmentów jednak „Sprzedawcy Jutra” jako całości brakuje mocy. Dużą część albumu można by bez problemu podciągnąć pod twórczość Strachów Na Lachy. Jest jeszcze „Sąd Ostateczny”, który w lekko zmienionej aranżacji widziałbym w repertuarze Kultu.
Zatem jaka w końcu jest ta nowa Pidżama? Z pewnością nie przełomowa ani odkrywcza. W świecie muzyki przez 15 lat wiele się zmieniło – Grabaż wraz z zespołem pozostał taki sam (tylko siwych włosów przybyło;). „Sprzedawcą Jutra” Pidżama Porno raczej nowych fanów nie zdobędzie jednak „stara gwardia” będąca z zespołem od kilkunastu lat, powinna być zadowolona. W moim przypadku nowy album żeruje na sentymencie, który zwyciężył z początkowym sceptycznym nastawieniem i nie będę ukrywał, że w przyszłości posłuchałbym kolejnego materiału Pidżamy.