Pearl Jam – Lost Dogs

pearl jam lost dogsPearl Jam to raczej płodny zespół. Albumy studyjne, dziesiątki singli, gościnnych występów itp. sprawiły, że zebrało się trochę odrzutów sesyjnych, B-side’ów oraz luźnych utworów. Po ostrej selekcji i ciężkich negocjacjach powstał Lost Dogs – album a właściwie kompilacja 30 kawałków z różnych etapów kariery zespołu. Różny jest czas ich powstania jak i poziom. Lost Dogs można właściwie podzielić na 4 grupy: rzeczy genialne, świetne/bardzo dobre, średniaki i utwory, których mogłoby tu nie być i album na tym by nie stracił. Pierwsza grupa do w zdecydowanej większości utwory najstarsze: najlepszy z tego wydawnictwa „Alone” z czasów Ten – rzecz świetna, typowo „tenowa” nie wiem jakim cudem nie znalazła się na tamtym krążku; „Yellow Ledbetter” – PJ w spokojniejszej odmianie, świetny motyw gitarowy; „Hard To Imagine” – podobna sytuacja jak w przypadku YL; „Footsteps” – niesamowicie emocjonalny kawałek, jeden z najlepszych w historii PJ w ogóle, na tym samym motywie gitarowym oparty jest „Times Of Trouble” Temple Of The Dog. Te 4 utwory to ścisła „klasyka klasyki”, którą każdy fan twórczości Veddera i spółki znać powinien. Przechodzimy do grupy „świetne/bardzo dobre”:) „Sad” z czasów Binaural – nie wiem jakim cudem ten utwór nie wszedł na track listę skoro większość tworów binauralowych bije na głowę, świetna gitara na początku; „Down” – bardzo przyjemne, lekkie, żywe granie; „Gremmie Out Of Control” – mistrzostwo świata, utwór lekki, wesołkowaty, trochę surf-rockowy; „Fatal” – kolejny odrzut z Binaural, który spokojnie mógłby znaleźć się na krążku (w oryginale miał to być „Plato” ale Vedderowi podczas śpiewania zalatywało to Play-Doh i stąd zmiana tytułu); „Wash” – odrzut z Ten, moim zdaniem gorszy od „Alone” ale i tak bardzo dobry; „Let Me Sleep” – ze świątecznego fanclubowego singla; „Last Kiss” – cover utworu Wayne’a Cochrana, taki „małopearljamowy” ale cholernie przebojowy(stąd swego czasu jego 2 pozycja na liście Billboardu); „Dirty Frank” – kawałek z czasów Ten, kojarzy mi się z Red Hot Chili Peppers; „4/20/02” – hidden track po utworze „Bee Girl” – hołd oddany Staleyowi, niby to nic specjalnego ale na mnie robi bardzo duże wrażenie. W ucho wpadają jeszcze: dynamiczny „Leaving Here”; trochę naiwny ale pozytywny „Undone” oraz utrzymany w klimacie country „Drifting”. Reszta utworów już wg gustu może trafić do worka średniaków lub rzeczy, których mogłoby w ogóle nie być. Chociaż w sumie…. Fajnie, że większość z nich tu jest bo pokazują przemianę zespołu, kierunki w które podążał i jak momentami błądził. Ja mam inny problem z tym wydawnictwem. Cholernie brakuje mi tu kilku utworów: „State Of Love And Trust” (jeden z lepszych w twórczości zespołu), „Breath”, „I Got ID/Shit”, „Man Of The Hour” oraz „Crazy Mary”. Pearl Jam naprawił częściowo swój błąd i na „thebestof” Rearviewmirror wrzucił wszystko oprócz „Crazy Mary”. Nie wiadomo dlaczego – szkoda bo utwór jest świetny a nadal nie występuje na żadnym krążku studyjnym. Te 4 utwory spokojnie mogłyby się znaleźć na Lost Dogs – miejsca na krążkach zostało sporo a jeśli zespół nie chciał zapychać ich „na chama” to materiału do wyrzucenia też by się trochę znalazło;)

Lost Dogs jest strasznie nierównym materiałem ale fajnie uzupełnia bogatą dyskografię zespołu. Warto zapoznać się z tym wydawnictwem chociażby tylko dla tych 4 klasyków (i 9 kolejnych utworów, których wcale nie uważam za gorsze;). Na plus zagubionych psów działa też całkiem ładne wydanie z książeczką, w której członkowie zespołu wypowiadają się na temat poszczególnych utworów.

Moja ocena -> 7/10

Jedna myśl nt. „Pearl Jam – Lost Dogs”

  1. Kilka z wymienionych tracków kojarzę, ale o większości pierwsze słyszę. Przesłucham te, które polecasz, bo skoro materiał jest nierówny, to szkoda tracić czas na całość.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *