Kazik Na Żywo – Las Maquinas De La Muerte

knż las maquinas de la muerteŻeby było ciekawiej – zacznę od minusów. A tych jest 7: całkowicie niepotrzebna, wciśnięta na chama koncertowa wersja „Artystów” oraz 6 przerywników muzycznych, które za pierwszym razem śmieszą a z każdym kolejnym przesłuchaniem wzbudzają coraz większe zażenowanie. A żeby było jeszcze gorzej to zrobiono z nich osobne tracki i wobec tego utworów na płycie mamy 25 o łącznym czasie trwania w okolicach 76 minut. Jakby to wyrzucić to kawałków byłoby 18 a i czas trwania zmieściłby się w jakichś rozsądnych granicach. A jaki jest LMDLM? Inny niż PPP ale też bardzo dobry. Nie brakuje mu ciężaru jak np. w „Legendzie Ludowej” czy bardzo fajnym, dynamicznym „Mój Dom To Moja Twierdza” ale pojawiają się też inne – bardziej kombinowane klimaty np. w utworze tytułowym czy genialnym coverze Grześkowiaka „W Południe”. Czytaj dalej Kazik Na Żywo – Las Maquinas De La Muerte

Terra Nova

terranovaMiało być super. Huczne zapowiedzi: najdroższy serial wszech czasów (dwa pierwsze odcinki – 18mln $, każdy kolejny – 4mln $), Spielberg jako producent, dinozaury, drugi Park Jurajski, ochy, achy. A co wyszło? Jedna wielka buła… Po obejrzeniu pierwszego sezonu tego wątpliwej jakości produktu mam problem ze znalezieniem jakichkolwiek pozytywów. No ale dobra, spróbuję: w serialu gra kilka ładnych aktorek, odcinki nie są jakoś wybitnie długie no i są dinozaury. Czytaj dalej Terra Nova

Bad Religion – No Control

bad religion no controlKoncentrat energii, który można by rozdzielić na 10 albumów innych wykonawców. 15 utworów ściśniętych w niecałych 27 minutach, które mijają ekstremalnie szybko. I to nawet nie ze względu, że No Control jest śmiesznie krótki. Bardziej z tego, że jest niesamowicie nośny, dynamiczny, chwytliwy, ani przez chwilę nie nudzi, po pierwszym przesłuchaniu ma się ochotę wcisnąć REPEAT ALL i spędzić na słuchaniu co najmniej godzinę albo dwie. Gdy już No Control znajdzie się w moim odtwarzaczu to musi polecieć 3-4 razy zanim znów znajdzie się w pudełku. Dodatkowo płytka świetnie sprawdza się do biegania, dynamiki jej nie brakuje – człowiek ma ochotę biec szybciej i szybciej. Czytaj dalej Bad Religion – No Control

Black Sabbath

black sabbathPanie i Panowie – przed Wami najlepszy album metalowy w historii. No dobra, nie najlepszy – jeden z dwóch najlepszych. Zawsze mam dylemat czy wyżej stawiać debiut Ozzy’ego i spółki czy ich kolejne dzieło – Paranoid. Oba są genialne i chyba jednak siedzą na tronie obok siebie:) Kiedyś, gdzieś, ktoś powiedział, że wszystkie fajne riffy wymyślił już Iommi a teraz reszta je kopiuje, przerabia, gra od tyłu i różne inne kombinacje. Może to nie do końca prawdziwe ale coś w tym na pewno jest bo dyskografia Sabbathów to ich prawdziwa kopalnia. No ale koniec marudzenia – odpalamy krążek i co słyszymy? Deszcz, burza, dzwon kościelny w oddali. Niesamowity klimat utworu tytułowego. A później jest jeszcze lepiej np. w takim „The Wizard” gdzie na otwarcie Ozzy serwuje słuchaczom harmonijkę ustną. Czytaj dalej Black Sabbath

Blaze Bayley – Promise And Terror

blaze bayley promise and terrorCzy komuś z czytających Bayley kojarzy się z czymś innym niż irlandzki likier o podobnej nazwie – Baileys?? Tak właśnie – Blaze to właśnie „ten koleś”, który był wokalistą Iron Maiden. Ten, który zepsuł Ironów, był tylko kiepskim zamiennikiem Dickinsona. Ten, przez którego nagrali oni 2 najgorsze płyty: The X Factor i Virtual XI. Tak uważa wielu fanów Żelaznej Dziewicy. Ale oczywiście nie ja:) Nie uważam, że wyżej wymienione płytki są złe. Co więcej – uważam, że XI jest całkiem niezły, X natomiast bardzo dobry. Z pewnością są one lepsze od 2 poprzednich krążków nagranych jeszcze z Dickinsonem gdzie pojedyncze utwory były bardzo dobre ale ginęły pośród gniotów. W wypadku X i XI ciężko się czepiać Bayleya (jeśli już to bardziej innych muzyków) – gość ma kawał głosu czego niestety w okresie Ironów nie słychać za bardzo. Czytaj dalej Blaze Bayley – Promise And Terror

Tool – Aenima

tool aenimaAenima byłaby kompletna, totalna gdyby nie jedna rzecz. A właściwie utwór. „Die Eier Von Satan” – coś co napawa mnie odrazą i wywołuje u mnie cofanie treści żołądkowych:) Nie rozumiem w ogóle co autor miał na myśli, po co zespół to umieszczał na tej idealnej płycie… Całe szczęście, że na pilocie jest taki fajny przycisk >>| , który skraca cierpienie i przerzuca nas od razu do jednej z dwóch najlepszych kompozycji – „Pushit”. Rzecz to typowo toolowska, w najlepszym wydaniu, rozbudowana kompozycja, budowane napięcie, czysta poezja. Drugi killer z Aenimy to „Third Eye”. Kawałek z grupy „hate it or love it”. Dla jednych to 13:47 zachwytu, dla innych prawie 14 minut męczarni. Sam należę do tej pierwszej grupy, „Third Eye” uwielbiam i uważam za najlepszego zamykacza w dyskografii Toola. Czytaj dalej Tool – Aenima

Killing Joke – Pandemonium

killing joke pandemoniumPrzez wielu Pandemonium uznawane jest za szczytowe osiągnięcie zespołu (max punktów dał temu krążkowi między innymi Teraz Rock i Kerrang!). A czy tak na prawdę jest? I tak i nie:) Jak dla mnie Pandemonium jest po prostu jednym z wielu genialnych albumów Colemana i spółki. I to w najlepszym – industrialnym wydaniu. Są tutaj killery jak np. utwór tytułowy ze świetnie wkomponowanymi skrzypcami oraz przebojowy „Millennium”, który w wersji coverowej na Transgression umieścił Fear Factory. Ja jestem wielkim fanem dwóch innych kawałków: „Exorcism” oraz „Whiteout”. Pierwszy to rasowy industrial, motoryczny riff oraz genialny wokal – dźwięki generowane przez Colemana. Nie zdradzam o co chodzi – tego trzeba posłuchać samemu. Drugi zbudowany jest na podobnej zasadzie, jako bonus dochodzi syntezator. Czytaj dalej Killing Joke – Pandemonium

Górskie podsumowanie 2011 roku

smreczyńskiJak wiadomo – Szczecin leży „nad morzem”;) Do gór mamy daleko, wyjazd w Tatry to grubsza wyprawa, ludzi chętnych brakowało, pogoda w lecie nas nie rozpieszczała za bardzo zatem sezon 2011 zakończył się tylko jedną wyprawą w końcówce sierpnia. Tak się akurat złożyło, że w tym czasie w Polsce zagościło konkretne lato także na pogodę nie mogliśmy narzekać. Człowiek uczy się na błędach, ja na zeszłorocznym nauczyłem się, że biletów PKP na wypad w góry nie kupuje się na ostatnią chwilę. W tym roku z chyba 3-tygodniowym wyprzedzeniem mieliśmy już załatwione kuszetki bezpośrednie do Zakopca (człowiek zawsze kombinował na ostatnią chwilę kuszetkami do Krakowa i później męczył się jeszcze busem przez Zakopiankę a tak po spokojnie przespanej nocy po 9 od razu było się na miejscu). Z długiej listy wypraw wypaliły tylko 2 ale i tak byłem zadowolony. Czytaj dalej Górskie podsumowanie 2011 roku

Muzyczne podsumowanie 2011 roku

Nie będę oryginalny gdy tu napiszę, że chciałem stworzyć taki typowy ranking, podsumowanie mijającego roku. Problem pojawił się w momencie gdy mój spis płyt pokazał, że 2011 przyniósł mi tylko 7 tegorocznych płyt spośród kilkudziesięciu kupionych. Wiem, że przez mijające 365 dni ukazały się dziesiątki świetnych wydawnictw, ale że ja jestem w pewien sposób muzycznie ograniczony (i przy zakupie też finansowo) i na razie nie planuję nowych poszukiwań to skończyło się na magicznej liczbie siedem. Moja Mikołajka dorzuciła mi jeszcze do tego 8 krążek (i tak się akurat składa, że Nosowska się wpasowała świetnie w liczbę:). Także mam ograniczone pole manewru ale postaram się coś sklecić. Zatem jedziemy. Czytaj dalej Muzyczne podsumowanie 2011 roku

Pearl Jam – Live At The Gorge 05/06

pearl jam live at the gorgeZ reguły nie kupuję albumów LIVE, nawet ich nie słucham(w swojej dość bogatej kolekcji mam ich tylko kilka, w większości seria Unplugged). Jak dla mnie typowe koncertówki to w większości próba wyduszenia kolejnych pieniędzy z fanów. Pearl Jam jest w ścisłej czołówce pod względem tego rodzaju wydawnictw. Kilka oficjalnych albumów live, tysiąc pięćset sto bootlegów itp itd. To już jest atrakcja nie dla fana tylko raczej dla psychopaty, zespołowego zboczeńca:) Z tym wydawnictwem jest podobnie… ale nie do końca. Live At The Gorge 05/06 to zapis 3 koncertów grupy w tamtejszym amfiteatrze. Lokalizacja robi niesamowite wrażenie ->klik<- . Historia powstania tego albumu jest mniej więcej taka: jeden koncert w 2005 roku, spełniona obietnica powrotu za rok i 2 koncerty dzień po dniu. Czytaj dalej Pearl Jam – Live At The Gorge 05/06

Dobra muzyka 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu