Big Cyc – Z Gitarą Wśród Zwierząt

big cyc z gitarą wśród zwierzątKilka dni temu szukałem czegoś w szufladzie. Zupełnie zapomniałem, że kilka lat temu schowałem w niej wszystkie moje kasety a wśród nich ten album właśnie. Od razu włączyły mi się wspomnienia no i trzeba było sobie odświeżyć dzieciństwo. Z Gitarą Wśród Zwierząt dostałem na urodziny w 1996 roku (czyli w roku premiery:). Akurat w mediach katowali „Makumbę” i „Shazzę, Moją Miłość” i chyba na tej fali popularności obu kawałków kolega kupił mi pełnoprawny album. Miałem wtedy 11 lat, niewiele o życiu wiedziałem, powyższe kawałki często sobie puszczałem, reszta była dla mnie totalnie niezrozumiała, odległa, kosmiczna. Dopiero kilka lat później odkryłem, że Big Cyc ma lepszą – tę drugą stronę. Tak właśnie – Big Cyc to nie tylko głupkowate i średnio ambitne utwory z nowszych lat. Oni kiedyś na prawdę fajnie grali! I jednym z przykładów może być właśnie ten album. Czytaj dalej Big Cyc – Z Gitarą Wśród Zwierząt

Kult – Prosto

kult prostoRozpoczęło się od buńczucznych zapowiedzi, że niby to Prosto to najlepszy album Kultu od Spokojnie. Później przyszła weryfikacja oczekiwań w postaci „Układu Zamkniętego”. Dziś w ręce trzymam gotowy produkt. I co? I mam wrażenie, że muzycy zapomnieli, że po Spokojnie – w 1994 roku – powstał Muj Wydafca: bardzo dobry, równy materiał, album różnorodny, niesamowicie wciągający, z mnóstwem klasyków. Co więcej – muzycy zapomnieli, że 4 lata później nagrali Ostateczny Krach Systemu Korporacji – krążek, do którego Prosto również nie ma jakiegokolwiek startu. Jakby się uprzeć na chama to najnowszy album Kultu jest najlepszy od czasów Hurra!* Może trochę przesadzam ale też nie do końca. Niby Prosto prezentuje równiejszy poziom ale to na poprzednim wydawnictwie były rzeczy, które już przy pierwszym przesłuchaniu mogły się wyryć przeciętnemu słuchaczowi w pamięci. Przykłady? Czytaj dalej Kult – Prosto

Materia – Case Of Noise

materia case of noiseMust Be The Music ma w sobie coś czego nie uświadczymy w innych programach tego typu. Chodzi o niesamowity rozstrzał gatunkowy/stylistyczny prezentowany przez uczestników. Przychodzą tu totalni amatorzy odśpiewujący covery, „cover-bandy”, instrumentaliści itp. itd. oraz przede wszystkim gotowi artyści tworzący od początku do końca swoją autorską muzykę. W którejś edycji pojawiła się Olivia Livki – dziewczyna totalnie z kosmosu, wisienką na torcie najnowszej edycji był zespół Materia ze Szczecinka. W eliminacjach zaprezentowali swoją wersję kołysanki(?) „Na Wojtusia Z Popielnika”. Ich aranżacja wgniotła mnie w fotel, wielokrotnie katowałem ją jeszcze na YT ale traktowałem raczej w formie ciekawostki. Wtedy nadszedł półfinał, w którym zaprezentowali coś czego widzowie różnych „talent shows” chyba jeszcze nigdy nie widzieli. Czytaj dalej Materia – Case Of Noise

Pink Floyd – Meddle

pink floyd meddleMeddle rozpoczyna najmocniejszy okres w historii Pink Floyd. Niby między nim a Ciemną Stroną Księżyca jest jeszcze Obscured By Clouds ale i temu krążkowi nie za wiele można zarzucić. Dla mnie album z 1971 roku to przede wszystkim 2 kompozycje: rozpoczynająca i zamykająca album. I raczej w tej kwestii nie jestem odosobniony bo w większości recenzji właśnie ten duet jest najbardziej wychwalany. Otwieracz – „One Of These Days” jest jednym z moich ulubieńców z całej twórczości PF. Jest w tym praktycznie instrumentalnym utworze coś tajemniczego, intrygującego, hipnotycznego. No i środek kompozycji wgniata w fotel. Mi te dźwięki kojarzą się z Tajemniczymi Złotymi Miastami. Tuż po nich zaczyna się rockowa, gitarowa, szybka jazda. Mistrzostwo świata:) Zamykacz – „Echoes” to zasadniczo suita. I to nie byle jaka bo ponad 23minutowa. Czytaj dalej Pink Floyd – Meddle

Tides From Nebula – Earthshine

tides from nebula earthshineGdyby kilka lat temu ktoś powiedział mi, że przy pomocy muzyki można tworzyć obrazy/pejzaże to tylko uśmiechnąłbym się po czym w ekspresowym tempie zadzwonił do najbliższego zakładu psychiatrycznego z informacją, że mam dla nich nowego pacjenta. Dziś owego „ktosia” musiałbym przepraszać i wyciągać z psychiatryka. Nawet nie dziś tylko kilka miesięcy temu kiedy to doszedłem po raz n-ty do wniosku, że nie mam czego słuchać. Gdzieś przewinęła mi się wtedy nazwa Tides From Nebula, kojarzyłem ją od pewnego czasu ale nigdy nie czułem potrzeby poznawania twórczości tego zespołu. Jednak stwierdziłem, że trzeba zobaczyć co ta kapela ma ciekawego do zaoferowania. Odpaliłem YT, przesłuchałem kilka utworów no i kilka dni później Earthshine należał już do mojej kolekcji(Aura też!). Wracamy do tematu początkowego – obrazów/pejzaży. Czytaj dalej Tides From Nebula – Earthshine

#3 – Dom Oficera w Bornem Sulinowie

dom oficera borne sulinowoPierwszy raz od kilku lat pogoda w majówkę się nie sprawdziła i zamiast zimna i deszczu mieliśmy dużo słońca i dość „wyjściową” temperaturę:) Wyjazdowe 5 dni spędziłem u rodziny w Szczecinku, po drodze zmotywowałem się i odwiedziłem wreszcie Borne Sulinowo, do którego wybierałem się od wielu lat. Miejscowość ta jest niewielka ale jej historia jest dość bogata. W 1945 roku po „wyprowadzce” wojsk niemieckich Borne zostało zajęte przez Armię Czerwoną. Ta „zasiedziała się” w naszym kraju do 1992 roku. 2 października 1993 miejscowość uzyskała status miasta i rozpoczął się proces jego zasiedlania. Dziś Borne to ciche i spokojne miejsce (oprócz kilku dni w sierpniu kiedy to odbywa się tu zlot militarny), mi osobiście przypomina to nadmorską miejscowość poza sezonem: dużo zieleni, drzew, duże jezioro no i ten czynnik dodatkowy w postaci dużej ilości pustostanów/ruin. Czytaj dalej #3 – Dom Oficera w Bornem Sulinowie

The Police – Ghost In The Machine

police ghost in the machinePrzedostatni album ekipy Stinga to rzecz niesamowicie nierówna. Na krążku najjaśniej świecą „Spirits In The Material World” oraz „Invisible Sun”. Są to jedne z najlepszych utworów w dorobku The Police. Pierwszy nerwowy, drugi stoi na przeciwnym biegunie – aż bije od niego spokojem, opanowaniem. Fajnie rozwija się tu napięcie. Na plus w obu kawałkach działa ich budowa i klimat wyróżniający je od reszty. Znam parę osób, które trafia szlag gdy słyszą „wesołkowatą” odsłonę The Police. Fakt faktem – nie jest to szczególnie ambitne ani wysublimowane. Ale jak cholernie szybko wpada to w ucho i nie chce wypaść. Taki „Too Much Information” wwierca się w głowę już przy pierwszym przesłuchaniu i za nic w świecie nie chce jej opuścić. Zdecydowanie „za dużo informacji”;) Podoba sytuacja ma miejsce w przypadku „Rehumanize Yourself” chociaż ten utwór nie ma aż takiej siły rażenia jak jego poprzednik. Czytaj dalej The Police – Ghost In The Machine

Grzech Piotrowski – Sin

grzech piotrowski sinPodobno człowiek, który nie wytacza sobie nowych ścieżek i nowych wyzwań, nie rozwija się. Wiele w tym prawdy – na własne oczy przekonałem się o tym obserwując kilku znajomych. Człowiek stojący w miejscu to jakby człowiek cofający się. Dziś przede mną nie lada wyzwanie – zrecenzowanie Grzechu Grzecha Piotrowskiego. Jest to zadanie o tyle trudne, że prezentowany przez niego styl jest dla mnie totalnie obcy, nigdy nie obracałem się w klimatach zaprezentowanych na tym krążku. Zatem nie będzie to wywód fachowca, profesjonalisty tylko raczej opinia przeciętnego Kowalskiego, który (dosłownie) w prezencie otrzymał ten album. Sin jest dla mnie soundtrackiem do filmu, który nigdy nie powstał. Jest to chwila (lekko ponad 52 minuty) wytchnienia i oderwania się od świata pędzącego nie wiadomo dokąd. Nie jest to album do słuchania na co dzień. Czytaj dalej Grzech Piotrowski – Sin

The Doors – L.A. Woman

doors la womanL.A. Woman i debiut The Doors dzielą kalendarzowe 4 lata. Niby okres bardzo krótki ale różnica w wokalu Morrisona kolosalna. Nie wiem ile Jim musiał przez ten czas przelać przez siebie m3 alkoholu i wrzucić na ruszt innych używek. Osoba nieświadoma chyba miałaby problem z dojściem do wniosku, że jest to jeden i ten sam wokalista. Ale nie ważne – liczy się to, że Morrison w jednym i w drugim przypadku robi ogromne wrażenie. Tak jak cały L.A. Woman czyli ostatnie pełnoprawne wydawnictwo The Doors. Dla mnie ten krążek to przede wszystkim „Love Her Madly” – jeden z moich ulubionych normalnych utworów tej grupy w ogóle. Pisząc „normalnych” mam na myśli „piosenkowych”, łatwostrawnych w przeciwieństwie do np. genialnego „Not To Touch The Earth”, który to już jest nie dla wszystkich. W „Love Her Madly” panuje taki pozytywny klimat, ja to widzę mniej więcej tak: Czytaj dalej The Doors – L.A. Woman

System Of A Down – Toxicity

system of a down toxicityDwie poprzednie recenzje to takie swoiste testowanie próby czasu. Poszło to w miarę szybko i sprawnie więc drążymy temat dalej. Rok 2001: VIVA, MTV i inne stacje związane z muzyką nachalnie molestują słuchaczy jakąś czwórką szarpidrutów z Armenii. W tamtym czasie chyba nie dało się nie usłyszeć „Chop Suey!”. Ja – 16letni chłopak – byłem zachwycony: idealnie wyważone proporcje, połączenie wielkiego ciężaru z fragmentami delikatnymi, do tego charyzmatyczny wokalista z oryginalnym akcentem. Wow!!! Akurat chodziłem na kurs języka angielskiego i swoim zachwytem podzieliłem się z innym kursantem. W odpowiedzi usłyszałem mniej więcej coś takiego: „walić Toxicity, debiutu sobie posłuchaj”. Pożyczyłem od niego jeden i drugi krążek ale na fali zachwytu „Chop Suey!” wydawnictwo debiutanckie trochę olałem. Dopiero kilkanaście miesięcy później przekonałem się, Czytaj dalej System Of A Down – Toxicity

Dobra muzyka 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu