Thrash praktycznie od początku istnienia przeżywał okresy wzlotów i upadków. Niektórzy prekursorzy gatunku już dawno od niego odeszli, czasem w rejony niezrozumiałe dla fanów. Są jednak ekipy, na które można liczyć praktycznie przez cały czas. Bez wątpienia należy do nich Overkill, który od 37 lat raczy swoich fanów solidną dawką thrashu najwyższej próby. 18 album studyjny w dorobku grupy utrzymuje świetną passę, która rozpoczęła się w 2010 roku. Chociaż muszę przyznać, że „The Grinding Wheel” nie miał zbyt dobrego startu.
Wszystko zaczęło się na prawdę świetnie. Pierwsza zapowiedź albumu w postaci „Our Finest Hour” na prawdę urywała tyłek i podsycała i tak już ogromny apetyt. Robiła to dodatkowo w troszkę inny sposób niż na kilku ostatnich albumach: bardziej zadziornie, żywiołowo i punkowo przywołując tym samym wspomnienia przełomu lat 80/90 ubiegłego wieku. Duże znaczenie miał tu wokal Blitza, który również bardzo mocno nawiązywał do tamtego okresu.
Druga zapowiedź – „Mean, Green, Killing Machine” była….. zwyczajnie za długa. 7,5 minuty usłyszane jednokrotnie gdzieś w drodze do pracy nie wciągnęło mnie na tyle aby robić powtórkę. Zostało zasiane ziarenko zwątpienia: może nadszedł czas na potknięcie i dobra passa zostanie przerwana?
Trzecia zapowiedź – „Goddamn Trouble” starała się rozwiać niepewność chociaż początkowo dość nieudolnie ponieważ teledysk do utworu rozwleczony jest do granic możliwości. Ale w zasadzie efekt został osiągnięty bo słuchając tego utworu i całego „The Grinding Wheel” bardzo szybko można dojść do wniosku, że o żadnym potknięciu nie może być mowy. W kontekście całości zdecydowanie zyskuje „Mean, Green, Killing Machine”, który świetnie wprowadza do albumu. W tej formie nie jest również tak mocno odczuwalny czas trwania utworu.
Chociaż sama długość krążka niektórym może przeszkadzać. 10 utworów zamyka się w lekko ponad 60 minutach grania co sprawia, że „The Grinding Wheel” jest najdłuższym albumem w dorobku Overkill. I właśnie to w niektórych przypadkach uznawano za wadę nowego krążka. Fakt faktem – utwory mogłyby być trochę poprzycinane a całość krótsza aby osiągnąć jeszcze mocniejszy efekt ale osobiście ewidentnych dłużyzn tutaj nie słyszę.
Natomiast bez problemu – bo już przy pierwszym przesłuchaniu – odnajduję tu kilka utworów, które mogą służyć za wzorzec do naśladowania dla młodych (i nie tylko) thrashowych zespołów. Na czoło zestawienia oprócz albumowych zapowiedzi wysuwa się bez wątpienia „Red White And Blue”, który galopuje w tempie, którego nie powstydziłby się nawet Slayer w latach swojej świetności. Oprócz niesamowitej dynamiki utwór oferuje również dużą przebojowość dzięki czemu zapada w pamięć już przy pierwszym kontakcie. Podobnie jest z „The Long Road”, którego początek w bardzo wyraźny sposób nawiązuje do pewnego gatunku muzycznego;)
Analogiczna sytuacja ma miejsce w przypadku zamykającego album utworu tytułowego, który swoim rozbudowaniem i klimatem robi bardzo duży ukłon w stronę NWOBHM i jest jedną z najciekawszych rzeczy jaką Blitz i spółka nagrali na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. „The Grinding Wheel” poraża rozmachem i wprowadza słuchacza w specyficzny nastrój, który psuje trochę „Emerald” dodany jako bonus do albumu w wersji digipak. Utwór ten niczym szczególnym się nie wyróżnia zatem bez zastanowienia można zainwestować w tańszą wersję krążka, krótszą zaledwie o niecałe 4 minuty.
Powróćmy na chwilę do czasu trwania albumu. Po kilkunastu przesłuchaniach dochodzę do wniosku, że rozwiązaniem zdecydowanie łatwiejszym od kosmetycznych poprawek na wszystkich utworach byłoby całkowite wyeliminowanie „Come Heavy”, który na tle całości wypada przeciętnie. Poza tym utworem album wciągam w całości praktycznie bez żadnych zastrzeżeń.
„The Grinding Wheel” w ekspresowym tempie wskoczył do TOP3 albumów wydanych przez Overkill w tym stuleciu spychając z podium „White Devil Armory”. Kalendarz jasno daje nam do zrozumienia, że mamy dopiero luty a już pojawił się na rynku kandydat do podsumowania najlepszych albumów 2017 roku. Polecam!!
Wolne żarty ,a gdzie w podsumowaniu Top 3 mowa o jednej z najwybitniejszych płyt thrashu ,czyli ;”Horrorscope”.Proszę uważnie posłuchać a potem wydawać sądy.
Proszę dokładnie przeczytać tekst jeszcze raz a potem dopiero komentować 😉