Muzyczne podsumowanie 2011 roku

Nie będę oryginalny gdy tu napiszę, że chciałem stworzyć taki typowy ranking, podsumowanie mijającego roku. Problem pojawił się w momencie gdy mój spis płyt pokazał, że 2011 przyniósł mi tylko 7 tegorocznych płyt spośród kilkudziesięciu kupionych. Wiem, że przez mijające 365 dni ukazały się dziesiątki świetnych wydawnictw, ale że ja jestem w pewien sposób muzycznie ograniczony (i przy zakupie też finansowo) i na razie nie planuję nowych poszukiwań to skończyło się na magicznej liczbie siedem. Moja Mikołajka dorzuciła mi jeszcze do tego 8 krążek (i tak się akurat składa, że Nosowska się wpasowała świetnie w liczbę:). Także mam ograniczone pole manewru ale postaram się coś sklecić. Zatem jedziemy.

Wyróżniające się albumy zagraniczne:

  • Mastodon – „The Hunter” – 5 LP w ich dorobku i po raz piąty się nie zawiodłem, chociaż początki były trudne bo muzyka zamieszczona na krążku zdecydowanie różni się od wcześniejszych dokonań grupy. Co nie zmienia faktu, że to nadal kawał świetnej, technicznie doskonałej muzyki.
  • Beastie Boys – „Hot Sauce Cimmittee Part Two” – 7 lat czekania od ostatniego typowego wydawnictwa (instrumentalnego „The Mix Up” nie liczę) ale warto było, chłopaki są w świetnej formie a album o długiej nazwie, której nie chce mi się po raz kolejny pisać, można spokojnie postawić obok ich krążków z lat 90tych.
  • Megadeth – „Th1rt3en” – Mustaine na swojej muzycznej drodze pobłądził, kilka albumów temu się odnalazł, na Trzynastce udowodnił, że można bezprzypałowo połączyć ciężkie granie z melodyką, którą można puścić w tv/radio. Wszystko to dobrze brzmi, szybko wpada w ucho i o to chodzi.

Wyróżniające się albumy polskie:

  • Nosowska – „8” – najtrudniejszy album w jej dorobku, płyta ciężkostrawna i na początku męcząca. Z każdym przesłuchaniem robi się coraz lepsza, ja polubiłem ją po kilkunastu odsłuchach.
  • Łona i Webber – „Cztery i Pół” – kolejna świetna pozycja w ich skromnej dyskografii, zarówno muzycznie jak i tekstowo. Znów dostajemy od nich porcję spostrzeżeń na temat otaczającego nas świata, kupę świetnych rymów i bitów.

Największe rozczarowania:

  • „Lulu” – nie dlatego, że stworzyła to Metallica (zamiast nagrania czegoś dobrego pod swoim szyldem) tylko dlatego, że to gniot totalny, kakofonia połączona z zawodzeniem starszego pana… Myślę, że bez Mety wydawnictwem tym nikt by się nie interesował. A już zapowiadają kolejne projekty, strach się bać:) Dobrze, że nikt nie zmusza do kupowania.
  • Korn – „The Path Of Totality” – jako solowy projekt Davisa byłoby to jeszcze do przełknięcia. Jako Korn to padaka totalna, zespół tworzący fundamenty stylu, mający charakterystyczne brzmienie (ach te gitary basowe…) sprzedał się, rozmienił na drobne. Nie chodzi tu nawet o poszukiwanie czegoś nowego tylko o jakość w porównaniu z ich pierwszymi płytami. „The Path…” nie ma do nich żadnego startu.
  • Kazik Na Żywo – „Bar La Curva / Plamy Na Słońcu” – warstwę muzyczną można jeszcze przeboleć, chociaż w porównaniu z poprzednimi wydawnictwami jest średnio. Najbardziej bolą tutaj teksty Kazika. Kiedyś zdarzały mu się gorsze momenty, głupie teksty o niczym, przedszkolne rymy. Ale były one dodatkiem do co najmniej bardzo dobrej reszty i wywoływały raczej uśmiech na twarzy. Od kilku lat ten uśmiech zastępuje coraz większe zażenowanie (w moim wypadku pojawiło się w okolicach solowego „Czterdziestego Pierwszego”). Ja to odbieram jako tekstowe cofanie się w rozwoju. A jak się słyszy liryki w stylu „Kto nie otworzy serca nie dostanie widelca”, „Bo kto serca nie otworzyć raczy gówno a nie film zobaczy (coś tam dalej) znaczy” albo „Nic mnie nie zmusi dzisiaj do biegania mimo wszystko znów zasiadam zaraz do pisania” (może jednak lepiej niech ktoś Cię Kaziku zmusi) to chce się walić głową w ścianę. To stworzył człowiek, który wygenerował „Arahję” i dziesiątki innych klasyków Kultu? „Bar / Plamy” to zaprzepaszczona szansa na udany powrót.
  • Machine Head – „Unto The Locust” – album ten wyróżnia się poziomem na tle powyższych ale i tak po części mnie rozczarował. Obok momentami dobrego grania mamy tu dużo kiczu i nieziemską pompę. Drugiego „The Blackening” nie oczekiwałem ale po usłyszeniu singlowego „Locust” oczekiwałem po całości czegoś innego, lepszego.
  • Gienek Loska Band – „Hazardzista” – człowiek o głosie jak dzwon nagrał płytę, która ginie w naszej polskiej ligowej szarzyźnie. Niewykorzystany potencjał, miało być super, jest przeciętnie. Album sprzedaje się dobrze chyba tylko na fali popularności po X-Factorze.
  • i na koniec, jak co roku ceny płyt w Polsce – nasze rodzime wydawnictwa krążą jeszcze w granicach przyzwoitości bo nowe płytki można kupić w granicach 25-40zł. Gorzej jest z muzyką zagraniczną. Niech ktoś mi wytłumaczy jak to jest, że bardziej opłaca mi się kupić coś w Stanach i zapłacić dodatkowo np. 10$ za przesyłkę niż kupić na miejscu? W tym roku nowości raczej nie kupowałem ale mam pełno przykładów z lat ubiegłych (wszystkie zakupy kilka dni po premierze wydawnictwa) np. taki „Korn III – …” limitowana edycja, nówka w folii, sprowadzony z Anglii z przesyłką za niecałe 50zł, u nas najtańszy oscylował w granicach 60zł, u książkowego potwora chyba ok. 75zł. Bad Religion „The Dissent Of Men” – kupiony przez mojego tatę – marynarza w amerykańskim markecie 3 dni po premierze za bodaj że 7 czy 8 dolarów (a $ z tego co pamiętam krążył wtedy poniżej 3zł), u nas z dużym opóźnieniem po 59.99zł. Aktualnie poluję na dyskografię Exodusa. W Polsce rzecz praktycznie niewidywana jako nowe w folii/nieużywane. Przedostatni ich album widziałem w Saturnie za 60zł. Ten sam krążek na Amazonie można dostać za 5,95$ + 2,98$ przesyłka na terenie Stanów (do nas ok. 8$). Czyli taki przeciętny Amerykanin ma to samo co ja za cenę ponad dwukrotnie niższą. Dodając do tego różne stawki za roboczogodzinę wychodzi, że przeciętny Amerykus ma płytkę po 1-2, góra 3 godzinach pracy, a Polak po całym dniu, fighter pracujący w takim saloniku prasowym po 12 godzinach. Wracając do Exodusa. Bardziej opłaca mi się poprosić znajomych o zakup kilkunastu płyt na Amazonie, zapłacenie dodatkowo po 2,98$ za każdą przesyłkę (sklepy wszystkie krążki wysyłają osobno), spakowanie tego wszystkiego do kartonu i wysłanie do Polski (kolejne $ za przesyłkę, kilkudniowy UPS w granicach 20$) niż kupienie tego samego u nas. Paradoks? Patologia? I później ludzie się dziwią, że piractwo się szerzy? Ja się nie dziwię… I nie dotyczy to tylko muzyki, sprzęt nawet po dzisiejszym kursie jest tańszy niż u nas.

I tym oto optymistycznym akcentem kończę moje jałowe wywody. Życzę Wam wszystkim Spokojnych Świąt i by nadchodzący rok był bogaty w ciekawą muzykę, mnóstwo oczekiwanych premier i niesamowitych odkryć:)

A niebawem podsumowanie rowerowe i górskie.

5 myśli nt. „Muzyczne podsumowanie 2011 roku”

  1. z podsumowaniami mam zawsze problem. Bo czesto do najlepszych płyt danego roku wchodzą u mnie te które wcale w tym roku nie wyszły. Dzieje się tak bo coś odkrywam, coś wyszperam, ktooś mi coś poleci i wtedy najlepsze płyty danego roku składają się z płyt różnorocznikowych. Dzięki twojej recenzji sięgnąłem po Megadeth- faktycznie rewelacja, jak pisales pierwsza połowa płyty rewelacja, potem trochę gorzej, to uważam że bardzo dobra płyta, świetne refreny, riffy. Kazika jeszcze nie słyszałem, Metallicy też nei wiec nie wiem. Coma mnie zawiodła…… i tak mogę dalej marudzić…

    1. To samo miałem w wypadku tego podsumowania:) Już na starcie do wielkich plusów startowało kilka płyt z 2010 a nawet z grudnia 2009. Cieszę się, że kolejną osobę nakręciłem na Megadeth. Mustaine pewnie jest ze mnie dumny:) Posłuchaj ich wcześniejszych wydawnictw jak np. „Countdown…”, „Youthanasia” albo „Cryptic Writings”. One są chyba najbardziej w klimatach 13tki. Od debiutu do „Rust In Peace” oraz na „Endgame” jest typowy thrash czyli to co lubię najbardziej:)

  2. No wszystko elegancko ale zabrakło mi w podsumowaniu ostatniej już niestety płyty R.E.M. 'Collapse into Now’. No i mniej więcej od wydania (czyli od marca) próbuje sobie ją zakupić do kolekcji.. ale nie schodzi poniżej 65 zł :/

    1. W wypadku R.E.M. sprawa ma się tak, że nie jestem ich wielkim fanem, klasyki znam ale resztą jakoś wybitnie się nie interesuję. Stąd brak w moim osobistym podsumowaniu:)
      http://www.ebay.pl/itm/R-E-M-Collapse-Into-Now-NEW-LTD-DIGIPACK-CD-/390374772231?pt=UK_CDsDVDs_CDs_CDs_GL&hash=item5ae4264e07 -> tu masz link do ich nowej płytki z przesyłką za niecałe 40zł po dzisiejszej cenie funta. Sprzedawca jest sprawdzony, brałem od niego kilka płyt, zawsze wszystko było w porządku także możesz kupować. Gość oferuje przesyłkę Royal Mailem Airmailem także w granicach tygodnia od wysyłki płytka dochodzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *